Patrząc na czysto ludzkie siły, prorok Eliasz doszedł do ściany. Na Karmelu dokonał spektakularnego zwycięstwa nad pięciuset prorokami bożka Baala, dowodząc, że jedynym Bogiem jest Pan Izraela.
A przecież ten triumf nie przyniósł religijnego odrodzenia w Izraelu, co było głównym celem działalności proroka. Eliasz żył w pierwszej połowie IX wieku przed Chr. Pochodził z pasterskiego klanu osiadłego w Zajordanii w krainie Gilead. Był nieprzejednanym obrońcą prawdziwej religii swego narodu i bolał nad tym, że jego ziomkowie tak łatwo porzucali ją na rzecz kultów kananejskich. Działał za panowania trzech władców izraelskich: Achaba, Ochozjasza i Jorama. Ów triumf nad prorokami Baala miał miejsce za panowania pierwszego z nich. A to zwycięstwo stało się przyczyną nieprzejednanej wrogości żony Achaba, fenickiej księżniczki Izebel. Ratując życie, ruszył z Izraela na południe. Nie zatrzymał się w Judzie, bo tutaj władza królewska była spokrewniona z żoną Achaba. Miejscem odpoczynku stała się dopiero pustynna kraina na południe od Palestyny. I tu przyszedł ów ludzki kres sił. „Usiadł pod jednym z janowców” i pragnął umrzeć. I wtedy przychodzi cudowna interwencja.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
w pierwszym czytaniu ks. Zbigniew Niemirski zbigniew.niemirski@gosc.pl