Co czujesz kiedy słyszysz na olimpiadzie polski hymn? A kiedy Polacy jako pierwsi w historii zdobywają zimą najwyższe szczyty ziemi, tak jak w marcu tego roku?
04.08.2012 08:34 GOSC.PL
To był dobry tydzień dla polskiego sportu. Pomimo początkowych niepowodzeń na igrzyskach zaczął się od innych sportowych sukcesów. Bo oto jednego dnia, 31 lipca, w odstępie 4 minut, Polacy stanęli na szczytach dwóch ośmiotysięczników. Najpierw, o 10:30, na wierzchołku K2 polską flagę wzniósł Adam Bielecki, himalaista z Tychów (ten sam, który z Januszem Gołąbem zimą dokonali pierwszego w historii zimowego wejścia na Gasherbrum I). O 10:34 stopy na szczycie Broad Peak postawił Paweł Michalski. To wspaniałe osiągnięcia rodzimego himalaizmu.
Doczekaliśmy się też wielkich sukcesów na igrzyskach. W piątek, najpierw wioślarki niespodziewanie wywalczyły brąz, a wieczorem w sportach „na siłę” Polacy zatriumfowali dwukrotnie. Mazurka Dąbrowskiego zagrano dla sztangisty Adriana Zielińskiego i kulomiota Tomasza Majewskiego. Dla zwycięzców ogromne brawa i wyrazy wdzięczności!
No właśnie. Wyrazy wdzięczności. Bo przecież, komu nie zakręci się łezka w oku, kiedy słyszy Mazurka na olimpiadzie? Kto z nas nie był dumny z Polski, gdy Błaszczykowski strzelał wspaniałą bramkę Rosjanom? Ilu z nas czuło radość, kiedy w marcu tego roku Polacy jako pierwsi w historii stanęli na wierzchołku Gasherbruma, po dramatycznej walce z górą, która na zawsze pochłonęła w tym czasie innych wspinaczy? W takich sukcesach uczestniczymy wszyscy.
Dobrze, że się cieszymy. Im więcej takich okazji tym lepiej. To „współodczuwanie” sukcesu jest w nas takie naturalne. Wtedy podziały schodzą na dalszy plan. Kiedy jednak nasze serca sycą się radością zwycięstw, pamiętajmy ciągle, że każdy z nas ma też swoje osobiste, życiowe K2. Walkę do stoczenia, cel do osiągnięcia. Pierwszy i najważniejszy to zbawienie. Kolejne – każdy sam wie najlepiej. Niech sukcesy rodaków mobilizują nas do walki o swoje życie! Jest o co powalczyć.
Wojciech Teister