W pięknym stylu, przy sztucznym świetle i niemal komplecie fantastycznie bawiącej się publiczności polscy siatkarze plażowi Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel pokonali jedną z najlepszych obecnie par na świecie - Amerykanów Jacoba Gibba i Seana Rosenthala 21:17, 21:18.
Cisza nocna pod Buckingham Palace nie obowiązuje. Mimo że mecz Polaków z Amerykanami rozpoczął się kwadrans po 22, na stadionie show trwał w najlepsze. A w głównych rolach wystąpili Polacy, którzy zagrali wręcz koncertowo.
"Byliśmy wczoraj na żywo obejrzeć naszych chłopaków z Włochami. Muszę przyznać, że fajnie to z boku wyglądało jak walczyli. Przekazali nam chyba dobrą energię. Wygrywając z tak mocną drużyną 3:1, nakręcili nas pozytywnie. Nie pozostało nam nic innego jak im dorównać" - mówił po spotkaniu Fijałek.
Polacy zagrali bez respektu dla faworytów turnieju. Przewaga w każdym z setów nie podlegała dyskusji. I choć nie mogli liczyć na tak głośny doping jak podopieczni Andrei Anastasiego, to szybko zyskali sympatię widowni.
"Tu naprawdę jest niesamowita atmosfera. Czy o 9 rano, czy 22. Ja cieszę się, że mogę wystąpić w tak wielkim turnieju. Trochę nas te lampy oślepiały, potrzebowaliśmy trochę czasu by się przyzwyczaić. Wolę już jak mi słońce w oczy świeci" - dodał po spotkaniu Fijałek.
Z kolei Prudel starał się tonować entuzjastyczne nastroje. "Stawianie nas w roli faworytów, kandydatów do medalu nie ma sensu. Są lepsze pary, które przepracowały cały sezon. My możemy być najwyżej czarnym koniem. Ale postaramy się wykorzystać każdą szansę" - zapewnił siatkarz TS Volley Rybnik, który popisywał się kapitalnymi blokami.
W ostatnim meczu biało-czerwoni zagrają w środę o 13.00 z duetem z Republiki Południowej Afryki - Freedomem Chiyą i Grantem Goldschmidtem, którzy nie zdobyli jeszcze seta.
"Ta para w całej karierze zarobiła może z dwa tysiące dolarów, to o czymś świadczy. Ale nie oznacza, że można ich lekceważyć" - zaznaczył opiekun reprezentacji Andrzej Warych.