Sytuacja, o której poinformowało Radio RMF FM nie miałaby prawa zdarzyć się jeszcze kilkanaście (no, może kilkadziesiąt) lat temu, kiedy w wysokie góry udawali się niemal wyłącznie ludzie odpowiedzialni i rozsądni. Jeżeli wzywali pomocy, to było oczywiste, że naprawdę jej potrzebują, bo zagrożone jest ich zdrowie lub życie.
22.07.2012 13:53 GOSC.PL
Jakże inaczej bywa dzisiaj. Oto pięcioosobowa rodzina zażyczyła sobie, by helikopter Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zabrał ją z Orlej Perci, jako przyczynę kłamliwie podając, że jedna z osób jest skrajnie zmęczona i ma poważne problemy z sercem.
Jak ustalił dziennikarz RMF Maciej Pałahicki, dzwoniący do TOPR mężczyzna początkowo poprosił o pomoc dla swojej 50-letniej żony, ponieważ jest ona wyczerpana i nie może zejść ze szlaku o własnych siłach. Kiedy ratownicy zaproponowali, że przyjdą na miejsce i bezpiecznie sprowadzą ją na dół, turysta nagle stwierdził, że stan jego żony gwałtownie się pogorszył i ma ona dolegliwości sercowe.
„W takiej sytuacji TOPR-owcy podjęli decyzję o wysłaniu na miejsce śmigłowca. Kiedy usłyszał o tym mąż turystyki, zażyczył sobie, by ratownicy zabrali także jego, dwóch dorosłych synów i narzeczoną jednego z nich. Ratownicy oczywiście odmówili. Na pokład śmigłowca zabrano jedynie 50-letnią kobietę. Jak się okazało, nie miała ona takich problemów ze zdrowiem, o jakich mówił jej mąż. Po wylądowaniu stwierdzili u niej jedynie podwyższone ciśnienie” - czytamy na stronie internetowej RMF.
TOPR-owcy alarmują, że coraz częściej są traktowani jako darmowi taksówkarze.
- Część turystów decyduje się na wycieczki ponad swoją własną miarę mając świadomość tego, że nawet jeśli oni nie są w stanie fizycznie wytrzymać takiej wyprawy, to po prostu wystarczy zadzwonić do pogotowia i wezwać śmigłowiec. Wręcz kiedyś spotkałem się z prośbą od pani: „Panowie, podstawcie mi tu śmigłowiec. Mnie nic nie jest, ale ja nie jestem w stanie zejść” - powiedział w rozmowie z Pałahickim Andrzej Maciata z TOPR, przypominając że helikopter używany jest wyłącznie w sytuacjach zagrożenia życia i wtedy gdy wiąże się to z długotrwałą akcją ratunkową w bardzo trudnym terenie.
Jego zdaniem w tym konkretnym przypadku zapadająca noc oraz spodziewane opady deszczu uzasadniały użycie tego środka transportu w trudnym rejonie Orlej Perci, ale tylko i wyłącznie do zwiezienia kobiety, której faktycznego stanu zdrowia nie dało się ustalić we wcześniejszej telefonicznej rozmowie.
Ta i podobne sytuacje przypominają mi jedną z pierwszych scen filmu „Rozmowy kontrolowane” Sylwestra Chęcińskiego (udana kontynuacja kultowego „Misia” Stanisława Barei), kiedy pułkownik Molibden wyciąga na Kasprowym Wierchu rewolwer, a gdy przestraszony prezes Ochódzki błaga go o darowanie życia, mówi doń:
- Chcesz stąd schodzić na piechotę?
Po czym strzela w górę i zjawia się śmigłowiec.
Życie to jednak nie film, a pomijając już koszty poderwania helikoptera w powietrze, zawsze zachodzi ryzyko, że w tym samym momencie może on być potrzebny tam, gdzie jego użycie jest rzeczywiście uzasadnione.
Jerzy Bukowski