Helikopter to nie taksówka

Sytuacja, o której poinformowało Radio RMF FM nie miałaby prawa zdarzyć się jeszcze kilkanaście (no, może kilkadziesiąt) lat temu, kiedy w wysokie góry udawali się niemal wyłącznie ludzie odpowiedzialni i rozsądni. Jeżeli wzywali pomocy, to było oczywiste, że naprawdę jej potrzebują, bo zagrożone jest ich zdrowie lub życie.

Jakże inaczej bywa dzisiaj. Oto pięcioosobowa rodzina zażyczyła sobie, by helikopter Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zabrał ją z Orlej Perci, jako przyczynę kłamliwie podając, że jedna z osób  jest skrajnie zmęczona i ma poważne problemy z sercem.

Jak ustalił dziennikarz RMF Maciej Pałahicki, dzwoniący do TOPR mężczyzna początkowo poprosił o pomoc dla swojej 50-letniej żony, ponieważ jest ona wyczerpana i nie może zejść ze szlaku o własnych siłach. Kiedy ratownicy zaproponowali, że przyjdą na miejsce i bezpiecznie sprowadzą ją na dół, turysta nagle stwierdził, że stan jego żony gwałtownie się pogorszył i ma ona dolegliwości sercowe.

„W takiej sytuacji TOPR-owcy podjęli decyzję o wysłaniu na miejsce śmigłowca. Kiedy usłyszał o tym mąż turystyki, zażyczył sobie, by ratownicy zabrali także jego, dwóch dorosłych synów i narzeczoną jednego z nich. Ratownicy oczywiście odmówili. Na pokład śmigłowca zabrano jedynie 50-letnią kobietę. Jak się okazało, nie miała ona takich problemów ze zdrowiem, o jakich mówił jej mąż. Po wylądowaniu stwierdzili u niej jedynie podwyższone ciśnienie” - czytamy na stronie internetowej RMF.

TOPR-owcy alarmują, że coraz częściej są traktowani jako darmowi taksówkarze.

- Część turystów decyduje się na wycieczki ponad swoją własną miarę mając świadomość tego, że nawet jeśli oni nie są w stanie fizycznie wytrzymać takiej wyprawy, to po prostu wystarczy zadzwonić do pogotowia i wezwać śmigłowiec. Wręcz kiedyś spotkałem się z prośbą od pani: „Panowie, podstawcie mi tu śmigłowiec. Mnie nic nie jest, ale ja nie jestem w stanie zejść” - powiedział w rozmowie z Pałahickim Andrzej Maciata z TOPR, przypominając że helikopter używany jest wyłącznie w sytuacjach zagrożenia życia i wtedy gdy wiąże się to z długotrwałą akcją ratunkową w bardzo trudnym terenie.

Jego zdaniem w tym konkretnym przypadku zapadająca noc oraz spodziewane opady deszczu uzasadniały użycie tego środka transportu w trudnym rejonie Orlej Perci, ale tylko i wyłącznie do zwiezienia kobiety, której faktycznego stanu zdrowia nie dało się ustalić we wcześniejszej telefonicznej rozmowie.

Ta i podobne sytuacje przypominają mi jedną z pierwszych scen filmu „Rozmowy kontrolowane” Sylwestra Chęcińskiego (udana kontynuacja kultowego „Misia” Stanisława Barei), kiedy pułkownik Molibden wyciąga na Kasprowym Wierchu rewolwer, a gdy przestraszony prezes Ochódzki błaga go o darowanie życia, mówi doń:

- Chcesz stąd schodzić na piechotę?

Po czym strzela w górę i zjawia się śmigłowiec.

Życie to jednak nie film, a pomijając już koszty poderwania helikoptera w powietrze, zawsze zachodzi ryzyko, że w tym samym momencie może on być potrzebny tam, gdzie jego użycie jest rzeczywiście uzasadnione.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Jerzy Bukowski