W wsi Łążek-Szarłata w Borach Tucholskich (woj. kujawsko-pomorskie), którą spustoszyła trąba powietrzna, we wtorek trwało wielkie sprzątanie, naprawianie sieci telefonicznej, a także szacowanie szkód. Wcześniej przykryto wszystkie uszkodzone dachy zabudowań.
Łążek-Szarłata, leżąca w gminie Osie, znalazła się na drodze trąby powietrznej, która w sobotę w pasie o długości ponad dziewięciu kilometrów i szerokości 300-400 metrów, a miejscami nawet kilometra, niszczyła wszystko, co napotkała.
Z drogi we wsi widać wycięty w lesie przez kataklizm korytarz, w którym sterczą kikuty połamanych drzew, a pomiędzy nimi leżą powyrywane z korzeniami okazałe sosny, świerki, dęby i brzozy. Żywioł zniszczył całkowicie lub uszkodził także wiele zabudowań. Jeszcze w sobotę i niedzielę wszystkie uszkodzone dachy właściciele domów, z pomocą sąsiadów i strażaków, przykryli plandekami.
Jedną z poszkodowanych jest mieszkanka wsi Łążek-Szarłaty Teresa Kowik. "Kataklizm uszkodził dom i budynki gospodarcze. Dach na domu trzyma się na słowo honoru, podmuch wiatru podniósł drewnianą konstrukcję dachu i uszkodził eternitowe pokrycie. Stodoła jest zniszczona, nadaje się tylko do rozebrania. Na szczęście nie będzie kłopotu z wywiezieniem eternitu, już zgłosiła się w tej sprawie specjalna ekipa wynajęta przez urząd gminy. Jest akurat u mnie przedstawiciel firmy ubezpieczeniowej, szacuje szkody" - powiedziała kobieta PAP.
Kowik podkreśliła, że trąba powietrzna zastała ją z dala od domu, na otwartej przestrzeni.
"Wybrałam się samochodem do mamy z dziećmi, do odległej o kilkanaście kilometrów wsi Zdroje. Poszłam na jagody, ale zaczęło się chmurzyć, padać i grzmieć, wróciłam do mamy. Przeczekałam, a gdy się trochę uspokoiło, zdecydowałam się w wrócić do domu. Gdy przejeżdżaliśmy przez Gajdowskie, jakieś 10 kilometrów od domu, zaczęły łamać się gałęzie, fruwały dachy. Zatrzymałam auto i schroniłam się z dziećmi pod murowaną wiatą przystanku autobusowego. Pomyślałam: uda się lub coś się nam stanie. Gigantyczny podmuch przyszedł z boku, trwało to sekundy. Wyszliśmy cało" - relacjonowała.
Nie mniej dramatyczne przejście trąby powietrznej wspominał w rozmowie z PAP inny mieszkaniec wsi, Józef Karpus.
"Jak tornado się zaczęło, to byliśmy w kuchni. Część z domowników schowała się w piwnicy, a część została w kuchni. Kawałki eternitu z dachu rozbiły dwa okna i wpadły do środka. Fragment eternitu lecący na mnie zdołałem zatrzymać ręką i rzuciłem się na podłogę. Wszystko trwało bardzo krótko" - powiedział mężczyzna.
Podmuch wiatru uszkodził konstrukcję dachu domu i zerwał dwie trzecie pokrycia z eternitu, drewniana stodoła złożyła się jak domek z kart, a inne zabudowania gospodarcze zostały poważnie uszkodzone. Drzewa w ogrodzie i przed domem zostały połamane.
"Pracuję w nadleśnictwie, mam cztery hektary ziemi piątej i szóstej klasy odziedziczone po rodzicach, które obsiałem zbożem. Z poletka owsa w ogóle nie będzie pożytku, a pszenżyto poważnie ucierpiało, a na dodatek leżą tam kawałki eternitu" - zaznaczył Karpus.
Jego gospodarstwo już odwiedził rzeczoznawca firmy ubezpieczeniowej, a pracownice z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej przywiozły 6 tys. zł zapomogi.
We wsi Łążek-Szarłata ucierpiały też dwa domy należące do nadleśnictwa Trzebciny, w których mieszkają pracownicy.
"Na jednym z domów uszkodzony został dach pokryty dachówkami. Właśnie z pracownikami firmy ubezpieczeniowej spisujemy wyrządzone szkody. Wszystko wskazuje, że już w środę remont rozpocznie firma budowlana. Zgodnie z prawem o zamówieniach publicznych w takich sytuacjach nie trzeba ogłaszać przetargu, możemy szybko wybrać wykonawcę. W przypadku drugiego domu stało się coś dziwnego, gdyż zarysowały się mury wewnętrzne. Musimy poczekać na orzeczenie powiatowego inspektora budowlanego" - powiedział sekretarza nadleśnictwa Trzebciny Roman Sędowski.
Mieszkańcy wsi, których domy ucierpiały, podkreślali, że spotkali się z wielką życzliwością sąsiadów, którzy pomagali im w zabezpieczaniu uszkodzonych dachów, przynosili własne plandeki i folie.
We wtorek firma usług telekomunikacyjnych naprawiała uszkodzoną linię, a ekipa w specjalnych uniformach i maskach zbierała połamany eternit.
Drugą miejscowością w gminie Osie, która ucierpiała wskutek trąby powietrznej, jest Stara Rzeka, która jest położna nad Wdą pośród lasów i prowadzą do niej leśne drogi. Mieszkańcy mogą do niej dotrzeć tylko dzięki usunięciu z dróg połamanych drzew przez leśników i strażaków. W lesie rozstawione są policyjne partole, które z dróg wiodących do wsi zawracają postronne osoby.
"Gdy dowiedziałem się o szkodach wyrządzonych przez kataklizm w Starej Rzecze, szybko udałam się tam z mężem i pracownicą centrum zarządzania kryzysowego, a towarzyszył nam pracownik firmy budowlano-remontowej z piłą mechaniczną. Nieraz trzeba było zatrzymywać się, przecinać powalone drzewa i odsuwać je na bok. Chcąc dotrzeć w niektóre miejsca, musieliśmy iść pieszo, przeskakując przez leżące drzewa. Musiałam zorientować się, gdzie jest potrzebna pomoc" - wspominała sekretarz gminy Osie Beata Jagła.
Z danych urzędu gminy w Osiu wynika, że Łążku-Szarłacie i Starej Rzece wskutek kataklizmu ucierpiało 18 domów i 46 budynków gospodarczych. Zdecydowana większość poszkodowanych miała ubezpieczone domy, jedynie trzy rodziny nie wykupiły polis. Do wielu osób już dotarli przedstawiciele firm ubezpieczeniowych.
Jerzy Rausz (PAP)
rau/ itm/