Nelson Mandela obchodzi w środę 94. urodziny. Kolejne rocznice afrykańskiego patriarchy obchodzone są w RPA jak narodowe święto, ONZ ustanowił je Dniem Mandeli.
Najbliżsi krewni i ostatni towarzysze Mandeli narzekają jednak, że potomni czczą go jak święty obraz, ale zapominają czemu tak naprawdę poświęcił życie.
Mandela dożywa swych dni w rodzinnej wiosce Qunu. Tam chce umrzeć i zostać pochowany. Wyprowadził się tam w 2011 roku, a do Johannesburga wrócił tylko dwa razy, gdy musiał zostać przewieziony do szpitala ze zdrowotnymi problemami.
"Dogasa jak świeca, powoli, do samego końca roztaczając wokół siebie jasne światło. Coraz częściej i na coraz dłużej zapada w drzemkę" - opowiadał PAP Dele Olojede, nigeryjski dziennikarz, jedyny Afrykanin, nagrodzony Pulitzerem, który był jednym z nielicznych, ostatnich gości Mandeli.
"Kiedy się budzi i przyjmuje gości, jest jak dawniej pogodny i zadziwia pamięcią. Wypytywał mnie o rodzinę, wspominał nasze wcześniejsze spotkania. Kiedy rozmowa zaczynała go nużyć, zapadał jakby w letarg, a gdy się z niego otrząsał, zaczynał pytać jeszcze raz o to samo" - powiedział Olojede.
"Wciąż ciekawi się sprawami kraju - wspominał z kolei dziennikarzowi AFP 82-letni Ahmed Kathrada, współwięzień Mandeli i jego towarzysz z lat walki z apartheidem. - Kiedy odwiedziłem go przed miesiącem, czytał gazety".
"Mandela czuje się dobrze, nic mu nie dolega i ma dobrą opiekę - powiedziała ostatnio Zelda la Grange, będąca od lat osobistą asystentką Mandeli. - Ma się całkiem nieźle jak na kogoś, kto dożył 94 lat".
"Zastałem go w dobrym zdrowiu i nastroju - ogłosił prezydent RPA Jacob Zuma, który przed urodzinami tradycyjnie odwiedził Mandelę i zjadł z nim obiad. - Powiedziałem mu, że cały kraj będzie świętował jego urodziny".
W 2009 roku ONZ ustanowiła 18 lipca Dniem Mandeli i wezwała, by tego dnia każdy człowiek poświęcił przynajmniej 67 minut na dobroczynność. Liczba 67 ma symbolizować lata życia, jakie Mandela poświęcił na politykę i walkę z apartheidem.
W RPA, tego dnia politycy odwiedzają z prezentami sierocińce, szpitale i szkoły, porządkują parki i ulice, a bogaci przedsiębiorcy fundują stypendia. W całym kraju organizowane się festyny i koncerty, dedykowane Mandeli.
W tym roku, jedna z organizacji z Johannesburga wezwała mieszkańców kraju, by o ósmej rano zaśpiewali Mandeli "Sto lat" i ustanowili w ten sposób rekord Guinnessa pod względem liczby ludzi śpiewających jednocześnie tę samą pieśń. "Spodziewamy się, że nasz chór będzie liczył 20 mln ludzi" - oświadczył jeden z organizatorów Yusuf Abramjee, który do wspólnego śpiewania namówił m.in. dyrekcje szkół w całym kraju.
Świąteczny nastrój, w przeddzień urodzin popsuła Winnie Mandela, była żona Mandeli, która odmówiła udziału w uroczystej akademii, na której odczyt o życiu południowoafrykańskiego patriarchy, jego dokonaniach i politycznych ideach wygłosił Jacob Zuma.
"Nie obchodzi was Nelson Mandela, ani jego urodziny. Przypominacie sobie o nim i o jego rodzinie tylko wtedy, kiedy macie w tym jakiś interes" - napisała 75-letnia Winnie do władz Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), partii Mandeli, rządzącej w RPA od pierwszych wolnych wyborów, które w 1994 roku zakończyły epokę apartheidu.
W opublikowanym w gazetach liście, Winnie żaliła się, że dzisiejsze władze ANC nie zaprosiły nawet rodziny Mandeli na hucznie obchodzone w styczniu stulecie partii. Winnie odmówiła udziału w akademii, której przebieg mógł symbolicznie posłużyć za dowód zmian, jakie zaszły w partii i kraju odkąd Mandela złożył w 1999 roku urząd prezydenta, a w 2004 roku w ogóle wycofał się z działalności publicznej.
Przed uroczystym wykładem Zumy w prowincji Limpopo, doszło do rozruchów między zwolennikami skłóconych frakcji w ANC, a do rozproszenia zamieszek policja użyła pałek, gazu łzawiącego i armatek wodnych. W wyniku starć jedna osoba poniosła śmierć.
Pod trwającym od 2009 roku panowaniem Zumy w rządzącym ANC rozpanoszyła się korupcja i doszło nim do głębokich frakcyjnych podziałów politycznych i brutalnych walk o władzę. Wywołał je sam Zuma, obalając w 2007 roku prezydenta i szefa partii Thabo Mbekiego.
Obejmując władzę, Zuma odwoływał się do Mandeli i obiecywał, że odrodzi jedność partii, która stała się symbolem walki z rasową dyskryminacją i niesprawiedliwością, a także tolerancji i solidarności, której symbolem stała się pięcioletnia prezydentura Mandeli.
Zuma okazał się jednak kiepskim przywódcą i zamiast zjednoczyć, jeszcze bardziej podzielił ANC. A 18 lat po upadku apartheidu RPA zalicza się do krajów o największych nierównościach społecznych i najgłębszej przepaści dzielącej biednych i bogatych. "Mandeli nie chodziło o to, by co roku ludzie poświęcali godzinę swojego życia na dobre uczynki" - napisała przed urodzinami Mandeli gazeta "The Sowetan".
Wojciech Jagielski