Położona na wschodnim wybrzeżu Madagaskaru Pangalana jest rejonem w ponad 90 proc. zdominowanym przez lokalne wierzenia i magiczne praktyki czumba. Są one zorientowane wokół kultu przodków przyzywanych podczas specjalnych rytuałów.
15.07.2012 09:30 GOSC.PL
Z antropologicznego punktu widzenia czumba wydaje się ciekawym przedmiotem akademickich badań. Ale, czy to w Polsce, czy na Madagskarze, nie żyjemy w duchowej próżni i praktykowanie obrzędów magicznych nie pozostawia bez skazy.
Mówią o tym egzorcyści, mówią misjonarze, mówią osoby bezpośrednio pokrzywdzone. Mają nieco praktycznego otrzaskania w tych sprawach. Świadectw nie brakuje. Czasem tylko gorzej z wiarą w nie. Wielki Rozum nie śpi. Wielki Rozum czuwa i banalizuje.
Nic dziwnego, że na duchowych mieliznach Europy magia traktowana jest komercyjnie i rozrywkowo. Przykładem choćby pierścienie atlantów czy kolorowe breloki voodoo, z dołączonym opisem "na co to"? Kupno, sprzedaż, uśmiech, pięknie jest. Ot, normalnie... (?)
O. Zdzisław Grad, misjonarz z Madagaskaru przyznaje, że również "ci co są pod wpływem czumba, na co dzień wydają się najzupełniej normalni. Gdy jednak tylko modlimy się nad nimi zaczynają się ryki, piski, wrzaski, płacze, bluźnierstwa, wyśmiewanie z kapłana ".
Jego świadectwo mogłoby posłużyć za atrakcyjny scenariusz do kolejnej części "Egzorcysty". Tylko czy to temat na rozrywkę przy paczce chipsów? Popkultura wystarczająco trywializuje "ciemną stronę mocy". Tym czasem obok rozgrywają się rzeczywiste dramaty. Te duchowe, które się... ucieleśniają.
"Mocowałem się z jednym zniewoleniem magicznym przez kilka tygodni modląc się nad jedną dziewczyną" opowiada misjonarz. "Dziwna to była choroba: z jej uszu, nosa, ust wychodziły robaki podobne do larw długości ok. 3 cm. Zbadaliśmy ją, zrobiliśmy prześwietlenie, nic nie wykryto. Normalnie musiałaby dawno być martwa. Ale gdy na modlitwie nagle rzuciło ją gwałtownie i zamarła w bezruchu na długie minuty, było jasne..."
Nie chodzi o sensację. Choć Wielki Rozum zapewne okiem politowania łypnie na kapłana co walczy z diabłem gdzieś na antypodach. Bo przecież, ludzie, mamy wiek XXI! Psychologia, psychiatria, kozetka etc.. to się rozumie. Ale modlitwa, konfesjonał, złe duchy? Bez przesady.
A o. Zdzisław, pogodny, pełen energii, uśmiechnięty z przekonaniem mówi nawet o tak "banalnych rekwizytach" jak dewocjonalia: "Znaki wiary, które w europejskim kręgu kulturowym spowszedniały, w środowisku misyjnym są znakami mocy i zwycięstwa Boga żywego. Często w trakcie modlitwy o uzdrowienie, szatan próbował je zniszczyć, a osoba zniewolona chciała je zjeść, połknąć, rozerwać... Chodzi o krzyżyki, medaliki, obrazki itp."
I można tak dalej mnożyć opowieści nie z tej ziemi... bo z malgaskiej. Ale nie one najważniejsze. Najważniejszy jest kierunek: "Gdy mamy do czynienia z tak przewyższającą nas inteligencją, jaką jest zły duch, musimy odwołać się do mocy Jezusa. Ja widzę ogromną moc modlitwy z wiarą. Mogę dać świadectwo o setkach uzdrowień" zapewnia misjonarz.
Rozmowa z werbistą o. Zdzisławem Gradem w następnym numerze Gościa Niedzielnego (nr 29/2012)
Więcej o uwalnianiu od skutków magicznych praktyk w książce "Misjonarze i egzorcyści. W obronie przed złymi mocami" (Verbinum, 2012)
Krzysztof Błażyca