W 2004 roku z inicjatywy Komisji Europejskiej zrodziła się idea podjęcia przez państwa europejskie wspólnych, konkretnych działań w celu poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego. Idea ta przybrała postać Europejskiej Karty Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
Zatrważająca liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych, która na drogach państw europejskich w roku 2000 przekroczyła 50 000 osób, skłoniła twórców Karty do sformułowania celu, jakim jest ograniczenie do 2010 roku o połowę liczby ofiar wypadków. Większość państw europejskich bardzo poważnie potraktowała ideę ograniczenia liczby wypadków śmiertelnych na drogach – co znajduje potwierdzenie w statystykach wypadków.
We Francji udało się w latach 2001 - 2007 zredukować liczbę ofiar wypadków aż o 43%, w Portugalii o 42%, w Hiszpanii o 31% , w Niemczech, Holandii i Austrii prawie o 30%. W Polsce w tym okresie liczba ofiar … wzrosła o 1%.
Dla osób zajmujących się bezpieczeństwem ruchu drogowego nie jest tajemnicą, że w ruchu drogowym najczęstszym i najskuteczniejszym „zabójcą” jest prędkość, a ściślej mówiąc – różnice prędkości między uczestnikami ruchu. Francuski sukces poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego był efektem wprowadzenia w pełni zautomatyzowanego sytemu kontroli prędkości, a zwłaszcza wprowadzenie skutecznej egzekucji wykroczeń związanych z przekraczaniem dozwolonych prędkości na drogach. Zmniejszenie liczby wypadków śmiertelnych w miastach europejskich to m.in. efekt wprowadzenia i skutecznego egzekwowania ograniczenia prędkości na terenie zabudowanym do 50 km/h. Wydawać by się mogło, że różnica między 60 km/h a 50 km/h jest niewielka – a jednak w przypadku wypadków z udziałem pieszych powoduje zmniejszenie ilości ofiar śmiertelnych nawet o 25 %.
Od wielu lat Polska znajduje się w niechlubnej czołówce państw, w których ginie na drogach najwięcej ludzi – w przeliczeniu na milion mieszkańców. Każdego roku ponad 5000 osób traci życie na polskich drogach. Poza niewymiernym bólem i cierpieniem spowodowanym nagłym odejściem bliskiej osoby – nasz kraj ponosi całkiem wymierne straty wynikające z eliminacji z życia społecznego ludzi będących najczęściej w szczytowym okresie aktywności zawodowej.
W obliczu powyższych faktów zdawać by się mogło, że priorytetowym działaniem naszego państwa powinna być bezkompromisowa walka o podniesienie poziomu bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
I w sferze deklaracji taka walka się toczy, lecz jeżeli przeanalizujemy konkretne działania – jest dużo gorzej. Najbardziej spektakularnym przykładem polskiego „pomysłu” na poprawę bezpieczeństwa było zwiększenie limitu prędkości na autostradach i drogach ekspresowych. Podczas, gdy Unia Europejska koncentruje się na wprowadzeniu w ruchu drogowym nowoczesnych rozwiązań mających zwiększyć czynne i bierne bezpieczeństwo jego uczestników – w Polsce, gdzie po drogach (w tym autostradach) jeździ mnóstwo europejskiego „złomu” i praktycznie nie funkcjonuje system zarządzania ruchem – zwiększamy do 140 km/h a de facto do 150 km/h prędkość poruszania się pojazdów po autostradach, które zostały zaprojektowane zgodnie z obowiązującymi wytycznymi na prędkość dopuszczalną 130 km/h.
Jedno już jest pewne – ta zmiana przepisów z pewnością nie poprawiła bilansu ofiar śmiertelnych na naszych drogach – efektem owego prawnego „przyzwolenia na prędkość” jest kolejny wzrost liczby zabitych w ubiegłym roku. To że na autostradach i drogach ekspresowych traci obecnie życie proporcjonalnie mało osób – wcale nie świadczy o wysokich umiejętnościach poruszania się rodaków po autostradach – a jedynie o tym, że autostrad i dróg ekspresowych jest w Polsce po prostu mało. I tutaj wyłania się kolejny problem. Nawet dla laików jest oczywiste, że ludzie giną tak masowo na polskich drogach między innymi dlatego, że w Polsce brakuje autostrad i obwodnic, a ruch tranzytowy prowadzony jest często przez centra większych miast i mniejszych miejscowości z mnóstwem kolizyjnych skrzyżowań i wzmożonym ruchem pieszych.
Decyzje o rezygnacji lub odsunięciu w czasie budowy autostrad i obwodnic są więc zaocznym wyrokiem śmierci dla kilkuset osób poruszających się po polskich drogach.
Chwalebny i słuszny jest zamiar stworzenia skutecznego systemu kontroli prędkość na drogach, który byłby wykorzystywany i obsługiwany przez Inspekcję Transportu Drogowego lecz znając polskie realia i koszty wprowadzenia takiego systemu – nie stanie się to zbyt prędko. Fotoradary są na całym świecie jednym ze skuteczniejszych sposobów wymuszania redukcji prędkości i osiągania realnej poprawy bezpieczeństwa ruchu – co udowodniła bardzo dobitnie Francja. U nas natomiast w niektórych kręgach prowadzi się wciąż dywagacje czy aby fotoradary zbyt nie stresują kierowców i nie powodują niebezpiecznego, gwałtownego hamowania (!). A przecież wywoływanie lęku przez zachowaniami niezgodnymi z prawem jest istotnym elementem działań prewencyjnych. Skuteczność i prewencyjne działanie fotoradarów polega właśnie na wywoływaniu stresu u kierowców niestosujących się do ograniczeń prędkości. Ciągły brak skutecznych działań kontrolnych spowoduje, że „odstresowani” piraci z pewnością przyczynią się do umocnienia pozycji lidera Polski w liczbie śmiertelnych ofiar wypadków.
Nie podlega dyskusji, że konieczna jest większa kontrola nad stosowaniem i lokalizowaniem fotoradarów czy też analiza sensowności niektórych ograniczeń prędkości na drogach, co organy zarządzające ruchem mogą i powinny robić w oparciu o obowiązujące przepisy. Fotradary nie mogą być również narzędziem ratującym budżety gminne za pomocą polujących na kierowców z ukrycia Strażników Miejskich – ale niezwykle ważne jest też tworzenie „przyjaznej atmosfery” dla działań poprawiających bezpieczeństwo przy jednoczesnym jednoznacznym piętnowaniu piractwa drogowego.
Mam wrażenie, że artykuł Pana Piotra Legutki pt. „Strzyżenie kierowców” – mimo wielu zawartych w nim racji – takiej atmosfery nie tworzy…
Bogusław Bernad
Specjalista ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego
Audytor bezpieczeństwa ruchu drogowego
Bogusław Bernad