Szanowna Redakcjo,
chciałabym ustosunkować się do artykułu pana Piotra Legutki pt. "Karta na stół" zamieszczonego w numerze 26 "Gościa Niedzielnego".
Na początek parę sprostowań. Pensum nauczycieli nie wynosi 18 godzin, lecz 20. Autor zapomniał o dwóch godzinach obowiązkowych zajęć pozalekcyjnych dodanych przez Ministerstwo Oświaty kilka lat temu. Oto najnowszy przykład, jak można pięknie "obejść" Kartę Nauczyciela. I jak każde wprowadzanie zmian tylnymi drzwiami okazało sie ono mało sensowne. Wszyscy nauczyciele mają bowiem obowiązek prowadzenia dwugodzinnych zajęć pozalekcyjnych. Jeśli w szkole uczy np. 40 nauczycieli, czy potrzeba aż czterdziestu różnych zajęć pozalekcyjnych? Uczniowie z nich nie korzystają, a nauczyciele zmuszeni są często zdobywać uczestników metodą "z łapanki". Ponadto w wielu szkołach dyrekcja narzuca pracownikom cotygodniową godzinę konsultacji dla rodziców. Godzina ta nanoszona jest nawet do planu zajęć (ołówkiem). Pensum zwiększa się zatem do 21 godzin. Nie należy zapominać o innych obowiązkowych godzinach. Na przykład w mojej szkole (która nie należy w tej kwestii do wyjątków, tylko do reguły) raz w miesiącu odbywa się zebranie z rodzicami, raz w miesiącu szkolenie wewnętrzne lub rada, a raz na dwa miesiące - posiedzienie zespołów przedmiotowych. Śmiało więc można dorzucić do pensum nauczycieli jeszcze kilka godzin spędzanych w szkole po południu.
O uwzględnienie czasu poświęcanego na podnoszenie indywidualnych kwalifikacji (przeróżne szkolenia zewnętrzne) nawet nie warto się upominać. Warto jednak uświadomić, ile czasu poświęca nauczyciel na przygotowanie do lekcji, sprawdzanie osiągnięć uczniów i dokumentację szkolną. Uczę już ponad 20 lat i nadal poświęcam co najmniej godzinę dziennie na przygotowanie do zajęć, co najmniej godzinę na poprawę prac i sporo czasu na dokumentację. Trudno obliczyć ile, gdyż nierzadko nauczyciel zarywa noc, by zdążyć z dokumentacją na odpowiedni termin (i nie chodzi tylko o zakończenie semestru lub roku).
A jakimi dokumentami zajmuje się nauczyciel - wychowawca? [W ciągu mojej pracy nigdy nie zostałam zwolniona z funkcji wychowawcy].
Nauczyciel - wychowawca ma za zadanie uzuełniać dziennik (z cotygodniowym podliczaniem frekwencji), dziennik elektroniczny, dziennik zajęć pozalekcyjnych, zeszyt obserwacji uczniów, dziennik wychowawcy klasowego, przygotowuje na początku roku plany wynikowe (dla wszystkich klas, które uczy), plan wychowawcy klasowego, propozycje tematów godzin do dyspozycji wychowawcy, wypisuje na każde zebranie karty informacyjne dla rodziców, a dwa razy w ciągu roku arkusze podsumowujące semestr (mnóstwo tabelek, zestawień, obliczeń) oraz przedstawia sprawozdanie z pracy wychowawcy klasowego i inne sprawozdania (jeśli zajmuje się czymkolwiek dodatkowo), w tym także sprawozdanie ze stanu realizacji założeń podstawy programowej, pisze uzasadnienia ocen niedostatecznych, by wreszcie wypisać arkusze ocen i świadectwa.
To nie wszystko. Nauczyciel musi także zapoznać się bardzo dobrze z takimi dokumentami szkolnymi, jak: Statut Szkoły, WOS, plan wychowawczy szkoły.
Zmęczyłam Państwa wyliczankami? Zapewniam - nauczyciele są również zmęczeni przerostem biurokracji w szkołach. Gdyby wszystkie owe papierki (o wielu zupełnie bezsensownych nie wspomniałam) podnosiły poziom nauczania, nie byłoby tak szkoda czasu i wysiłku.
Drugą kwestią, do której chciałabym się ustosunkować, jest zestawienie pensum nauczycieli w wybranych krajach UE. Wynika z niego, że polscy nauczyciele pracują najmniej w całej Unii. Trzeba jednak zauważyć, że w licznych krajach europejskich rozdzielona jest funkcja nauczyciela pracującego przy tablicy od wychowawcy. Ten ostatni opiekuje się klasą (klasami) i dyżuruje na przerwach. W Polsce nauczyciel - wychowawca pracuje na dwóch etatach.
Myślę, że wielu polskich nauczycieli zgodziłoby się na zwiększenie pensum pod warunkiem, że zajmowaliby się tylko nauczaniem i nie byliby obarczani dodatkowymi funkcajmi (dyżury na przerwach, wychowawstwo, organizowanie wycieczek, imprez szkolnych, konkursów wraz ze sponsorowaniem nagród, a nawet - zbieranie pieniędzy na ubezpieczenia udzniów!). Pozostawnanie w szkole na dłużej też nie wydaje się krzywdzące. Osobiście wolałabym nie nosić zeszytów, sprawdzianów, prac klasowych itp. do domu i z powrotem. Cóż z tego? Widziałam tylko jedną szkołę (prowadzoną przez Siostry Salezjanki), w której oprócz pokoju nauczycielskiego znajdował się pokój pracy dla nauczycieli z dobrze wyposażoną biblioteczką i stanowiskiem komputerowym z dostępem do Internetu.
Pocieszam też, że nauczyciel nie pokonuje kolejnych stopni awansu zawodowego "niczym biegacz płotki". Wymaga to ogromnego wysiłku i czasu, często kosztem rodziny. Zgadzam się, że w dużej mierze zdobycie kolejnego stopnia awansu związane jest z tworzeniem dokumentacji, ale to obciążenie każdego działania nauczyciela. Czy prowadzi szkolny wolontariat, czy zajmuje się z uczniami wydawaniem gazetki lub założył jakiś szkolny klub, musi przedstawić odpowiednie papierki.
W atrykule pana Piotra Legutki pojawiło się wiele sformułowań, które mnie zasmuciły. Być może niesprawiedliwe opinie na temat pracy nauczyciela wynikają z niemożności wnikliwej jej oceny. Dla większości liczą się wyniki egzaminów, osiągnięcia uczniów w konkursach. Tym czasem spora część nauczycieli, także dyplomowanych, nie ma osiągnięć w pracy z uczniami i mieć ich nie będzie. Zajmują się bowiem dziećmi i młodymi ludźmi bardzo zaniedbanymi. Jako sukces mogą odnotować jedynie umiejętność zainteresowania ucznia przedmiotem, burzliwą duskusję na lekcji, szczerą rozmowę, wzajemny szacunek. Nie jest to jednak wymierne w żaden sposób. Poza tym - jednym z najpoważniejszych problemów współczesnej szkoły jest kiepska frekwencja uczniów. I raczej wiąże się z wadliwym systemem (który przybrał karykaturalne rozmiary) niż z nauczycielem - zakładnikiem kolejnych "reform".
Na konieć chciałabym zaznaczyć, że nauczyciele obawiają się zniesienia Karty, choć sporo z jej zapisów nie jest przestrzeganych. Z Kartą Nauczyciela jest podobnie jak z Funduszem Kościelnym. Powstała w czasach komunizmu i trudno się nie zgodzić, że wymaga zmian. Zapomniano jednak, że stanowiła formę rekompensaty, a nie zbiór przywilejów.
Z poważaniem
Małgorzata Żmijewska