Nie pytaj, co państwo może zrobić dla ciebie. Od razu zapłać mandat.
10.07.2012 12:50 GOSC.PL
Kierowco, jeśli wybierasz się w letnią podróż i planujesz swoje wydatki, od razu odłóż do osobnej przegródki w portfelu kilkaset zet na mandat. Nieważne, czy lubisz ostrą jazdę czyś kierowca niedzielny, przeznaczenie i tak cię tego lata dopadnie pod postacią fotoradaru lub „suszarki” w rękach policjanta drogówki. Dopadnie, bo nie ma innego wyjścia. Policjant też człowiek, musi wyrobić wyznaczoną przez ministra Rostowskiego normę. Strażnik zaś ma teraz jedną misję: ratować finanse gminy.
Jacek Rostowski w tym roku wysoko ustawił poprzeczkę. Zapisał po stronie wpływów z mandatów 1,24 mld zł. Jak ambitny to cel pokazuje urobek poprzednich lat. W 2006 r. do centralnego budżetu z mandatów wpłynęło 524,3 mln zł, w 2009 r. 746,4 mln zł. Ponieważ po naszych drogach jeździ ok. 10 mln pojazdów, wychodzi na to, że każdy kierowca, stary czy młody, płci obojga, powinien przygotować swoje przydziałowe 124 zł, jeśli chce być porządnym obywatelem i los budżetu nie jest mu obojętny.
Lekko nie będzie, bo funkcjonariusze muszą już iść na całość. Żarty się skończyły. W pierwszym kwartale uzbierali tylko 4,4 mln zł. W dodatku w kwietniu – w ramach protestu dotyczącego niskich zarobków - zamiast wypisywać mandaty, tylko pouczali kierowców. Czy zatem należy się przygotować na wielką obławę, wzmożone kontrole itp., itd.? Niekoniecznie.
Każdy doświadczony policjant wie, gdzie można najpewniej strzyc kierowców. Zna miejsca, gdzie spada ich czujność, a dostosowanie się do znaków i przepisów graniczy z cudem. Nie są to bynajmniej niebezpieczne punkty, czy zdradliwe zakręty, okolice szkół i placów zabaw. Raczej szare, banalne peryferyjne odcinki, słabo oznakowane. Każdy, kto dużo jeździ, pewnie wpadł nie raz w taką pułapkę na kierowców. Wystarczy zastawić wnyki i licznik bije. To samo dotyczy strażników miejskich. Chodniki przy placach targowych, uliczki osiedlowe, drogi wokół akwenów wodnych czy parków. Tu odbywają się prawdziwe letnie mandatowe żniwa.
Wszystko to jednak mało, biorąc pod uwagę apetyt fiskusa. Stąd pojawiają się nowe, bardziej kreatywne pomysły. Na przykład do zdjęcia zrobionego fotoradarem wysyłane są następujące oferty: Obywatelu, oto widać jak na dłoni, że rozbijałeś się swoim maluchem z prędkością 60 km/h w miejscu, gdzie ograniczenie prędkości wynosiło 50 km/h. Standardowo płacisz stówkę i dostajesz 2 pkt karne. Ale… może nie chcesz nabijać sobie taryfikatora zbędnymi punktami? Zapłać 300 PLN i będziemy kwita.
Każdy policjant i strażnik wyzna, że mandatami strzyże się nie piratów drogowych, ale szoferską średnią krajową. Niezguły, co to nie mają w samochodzie odpowiedniego „ustrojstwa” ostrzegającego przez kontrolami, albo maruderów wałęsających się bocznymi drogami, omijających szosy śmierci, gdzie wyprzedzanie „na czwartego” przy prędkości 120 km/h w terenie zabudowanym jest normalką.
Mandat nie służy dziś podniesieniu bezpieczeństwa na drogach, stał się dodatkowym podatkiem, zbieranym w trochę niekonwencjonalny sposób, ale z wystandaryzowanymi normami do wyrobienia. Właśnie do nich policja i straż dostosowuje swój – opisany powyżej - model działania. To nie jest opinia sfrustrowanych kierowców, ale fakt, na który zwracali już kilkukrotnie uwagę eksperci. - Planowanie wpływów z mandatów przez ministra oznacza, że państwo traktuje taryfikator jako środek represji, z którego czerpie wcale niemałe korzyści – mówił wiosną Andrzej Sadowski z Centrum im. A. Smitha.
Kiedyś w modzie był żart: wspieraj budżet przez dzień cały, nie stroń od papierosów i gorzały. Teraz wypada do tego dodać: i pozwól się strzyc przez policję drogową.
Piotr Legutko