Gdy w Belgradzie ogłaszano zwycięstwo Tomislava Nikolicia, na ulice stolicy Serbii wylegli triumfujący zwolennicy nowego prezydenta, wymachując flagami z trupimi czaszkami, symbolem czetników. Bałkany wstrzymały oddech. Z obawy, że czaszki zastąpią z trudem oswojone symbole unijne.
I trudno się temu dziwić. Nikolić to człowiek wywodzący się ze środowisk nacjonalistycznych, marzących o realizacji idei Wielkiej Serbii. U schyłku Jugosławii stał się też człowiekiem aparatu Slobodana Miloszevicia, współodpowiedzialnego za krwawe rozstanie jugosłowiańskich republik. Gdy na Belgrad spadały bomby NATO, mające wymusić na Serbach zaprzestanie rzezi w Kosowie, Nikolić był wicepremierem. Jego wybór na stanowisko prezydenta niektórzy odczytali jako powrót „starego”. Boją się zemsty za upokorzenie Serbii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina