Niezawodna pani Magdalena, tym razem odlatuje, oj przepraszam - debatuje o Jezusie, Maryi i Polakach na Jasnej Górze.
10.07.2012 08:24 GOSC.PL
I nie byłoby w tym jej odlatywaniu, przepraszam - debatowaniu (dla portalu gazeta.pl) nic dziwnego, wszak zawód filozofa obliguje, gdyby nie przedmiot dywagacji. Otóż pani Magdalena w pierwszej części swojego tekstu pt. „Jasna czy Łysa Góra” zarzuca najwyraźniej zawód wyuczony, a zabiera się za nowe powołanie: teologię. Czy raczej teologizowanie…
Oto i cytat: „Na Łysej, przepraszam: na Jasnej Górze istny sabat antydemokratów. Biskupi jednym głosem grzmieli za multipleksem. Nie za zbawieniem, nie za miłością bliźniego czy nadstawianiem drugiego policzka, nie za pokojem, powszechną życzliwością czy grzechów odpuszczaniem, lecz za platformą (bynajmniej nie obywatelską), na której ojciec Rydzyk będzie mógł rozwijać swoje "nauki", poszerzać władzę i walczyć o własną beatyfikację” - grzmi filozofka, oj przepraszam - teolożka. Tym samym dość nowatorsko i odważnie wytycza program minimum polskich biskupów. Minimum, któremu rzecz jasna, nie sprostali…
Następnie teolożka Środa złowieszczo wieszczy, że Jan Paweł II poszedł w zapomnienie (!), żeby w końcu podzielić się wiedzą iście mistyczną: „Jezus Chrystus na Jasną Górę nie przybył. Miłosierny Jezus i łagodna Maryja czuliby się na Jasnej Górze jak w świątyni, z której nikt nie ma odwagi wygnać kupców, polityków i demagogów. Źle by się czuli na wielkim spektaklu, w którym nienawiść do rzekomych wrogów przeważała nad chrześcijańską miłością, przebaczeniem i życzliwością”.
Prawdę mówiąc, nie mam śmiałości zastanawiać się jak czuliby się Jezus i Maryja na Jasnej Górze, zresztą wśród tysięcy swoich wyznawców… Jednocześnie jednak, śmiem twierdzić, że Jezus na Jasnej Górze to od dość dawna, jeśli nie od początku, regularnie przebywa. Zarówno w tabernakulum, jak i w (niedoskonałych, to prawda) sercach ludzi.
W dalszej części tekstu, Magdalena Środa dość chaotycznie krytykuje Kościół: za krytykę In- vitro, związków partnerskich, oraz ogólny brak wykształcenia księży. By następnie, to już zupełny odlot, niespodziewanie „dołożyć” premierowi Tuskowi, który przecież „ciągle deklaruje, że nie chce żadnych rewolucji kulturalnych, dlatego w jego rządzie jest tylu konserwatystów. Jego ulubieniec, minister Gowin, niczym św. Tomasz straszy nas homoseksualistami, pani minister edukacji gwarantuje, że szkoła pozostanie XIX-wieczna i klerykalna”. W końcu też obwieszcza, że Polska staje się krajem fundamentalizmu religijnego, by następnie stwierdzić, że instytucjonalny Kościół to najsilniejsza partia opozycyjna nie tylko wobec PO, ale również wobec demokracji i Polski nowoczesnej. Odlot zaczyna przypominać karuzelę…
W końcu, pani Środa stwierdza, że Donald Tusk ma w swoich szeregach silną rydzykową "piątą kolumnę". Wobec czego szybko straci władzę. Co niechybnie pogrąży „nadzieje na nowoczesną i normalną Polskę”... Bo przecież, pomijając państwa islamskie, tylko nasz kraj wśród państw rozwiniętych i cywilizowanych jest „tak zależny od niewykształconych i roszczeniowych kościelnych elit”…
I epilog. Pani Środa, choć nie bardzo wiadomo po co i do czego, proponuje stosowanie „maksymy”: oddać Bogu co boskie, a cesarzowi cesarskie. „Maksymę” (żeby zacytować dokładne sformułowanie pani Magdaleny) wypadałoby jednak sparafrazować. W kontekście odlotowego tekstu „Jasna czy Łysa Góra”, stanowczo powinna brzmieć: „pozostawmy teologom - sprawy teologiczne, a filozofom - filozofowanie” (nawet pośledniej jakości). Bo inaczej, to dopiero zaczyna się odlot! I bynajmniej, nie na Jasną Górę.
Agata Puścikowska