Dziennikarz i działacz polonijny Andrzej Poczobut wyznał w piątek, że najważniejsze dla niego to postępować tak, by się nie wstydzić. Na czacie na portalu Radia Swaboda ocenił, że reżim Alaksandra Łukaszenki na Białorusi prędzej czy później dobiegnie końca.
Podczas czatu proszono Poczobuta o jego ocenę sytuacji w kraju, pytano, jak radzić sobie w więzieniu i czy międzynarodowa presja mu pomogła. Wiele osób dziękowało mu za postawę i przykład dla innych Białorusinów. "Nie poddawaj się, jesteś nam potrzebny!" - apelowano.
Poczobut, któremu postawiono zarzut zniesławienia Łukaszenki, został 30 czerwca zwolniony z aresztu w zamian za zobowiązanie do nieopuszczania miejsca zamieszkania. W zeszłym roku w związku z takim samym zarzutem spędził w areszcie 3 miesiące.
"Wierzę, że prędzej czy później będą wolne wybory i naród zdecyduje na nich o swoim losie" - zadeklarował w odpowiedzi na jedno z pytań.
"Nikt nie wie, ile to czasu może potrwać. Nie wie tego także sam Łukaszenka. Jego władza może upaść jutro albo za 10 lat.() Ale co do tego, że nadejdzie koniec dyktatury, nie mam żadnych wątpliwości. Wszystko ma swój początek i koniec" - oświadczył.
Poczobut podkreślił, że nie popełnił żadnego przestępstwa i dlatego zamierza nadal żyć tak jak przed zatrzymaniem oraz kontynuować pracę dziennikarską. "Dla mnie najważniejsze to zachowywać się tak, żebym potem się nie wstydził" - powiedział.
Pytany o rady na wypadek więzienia, odparł, że nikt nie wymyślił dotąd lepszej metody niż: "nie wierz, nie bój się, nie proś". Dodał, że gdy jest się odizolowanym od świata zewnętrznego, dużo zależy od tego, ilu i jakich przyjaciół ma się na wolności. "Bogu dzięki, ja mam ich wielu i żaden mnie nie rozczarował" - podkreślił.
Według Poczobuta reżim Łukaszenki musi się liczyć z międzynarodową opinią. "Mój los i fakt, że jestem teraz objęty ograniczeniami (tj. zakazem opuszczania miejsca zamieszkania), ale jednak na wolności, dowodzi, że rezolucje, noty i żądania jednak przynoszą skutek" - podkreślił.
Jeden z uczestników czatu zapytał Poczobuta, jakie ma obowiązki jako obywatel Białorusi, dlaczego jeździ do Warszawy i o czym rozmawia z politycznym establishmentem obcego państwa. Poczobut odparł, że do Warszawy nie jeździ, gdyż ma zakaz opuszczania miejsca zamieszkania. "Może się pan nie martwić, swoje obowiązki wypełniam. Gorzej z prawami, które też mam jako obywatel Białorusi. Ale to nic niezwykłego - dziś prawa wszystkich obywateli Białorusi, oczywiście oprócz otoczenia Łukaszenki, nie są w żaden sposób chronione" - oznajmił.
Na pytanie, który kraj uważa za swoją ojczyznę: Polskę czy Białoruś, odparł że obie. "Swoją drogą mniejszości narodowe zawsze są zainteresowane tym, by stosunki między dwoma ojczyznami były jak najlepsze, bo inaczej człowiek będzie miał w duszy +wojnę+" - dodał.
Pewna kobieta zapytała Poczobuta, dlaczego zamieszcza na blogu i przy publikacjach zdjęcia, na których wygląda surowo i ostro, a w rzeczywistości jest "taki przystojny i czarujący". Odparł na to, że w ciągu ostatniego roku schudł o ponad 20 kg i musiał zmienić zdjęcia na bardziej aktualne. "A innych zdjęć nie mam" - oznajmił.
Poczobut, dziennikarz "Gazety Wyborczej" i działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi, został zatrzymany 21 czerwca we własnym domu, ale po 9 dniach zwolniono go z aresztu w zamian za zobowiązanie do nieopuszczania miejsca zamieszkania. Postawiono mu zarzut zniesławienia Łukaszenki w 12 tekstach dla portali opozycyjnych Biełorusskij Partizan i Karta'97. Z tego samego artykułu został skazany w zeszłym roku na karę 3 lat więzienia w zawieszeniu na 2 lata.