Co łączy osoby o obco brzmiących nazwiskach – Charlesa Josepha Chaputa z Filadelfii w USA, Josepha Couttisa z Karaczi w Pakistanie, Thomasa D’Souza z Kalkuty w Indiach, Marka Benedicta Coleridge’a z Brisbane w Australii, Alfreda Horacia Zecca z Tucuman w Argentynie czy wreszcie Johna F. Du z Palo na Filipinach?
Co łączy osoby o obco brzmiących nazwiskach – Charlesa Josepha Chaputa z Filadelfii w USA, Josepha Couttisa z Karaczi w Pakistanie, Thomasa D’Souza z Kalkuty w Indiach, Marka Benedicta Coleridge’a z Brisbane w Australii, Alfreda Horacia Zecca z Tucuman w Argentynie czy wreszcie Johna F. Du z Palo na Filipinach? Wszyscy oni są metropolitami.
Przed tygodniem, w uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła otrzymali z rąk Benedykta XVI razem z prawie czterdziestoma innymi biskupami z całego świata paliusz, znak szczególnej więzi z papieżem. Wśród nich byli również arcybiskupi z Częstochowy, Katowic i Lublina. Miałem przyjemność uczestniczyć w tej uroczystości. Rozświetlona i gorąca (do Włoch upały w tym roku przyszły już w czerwcu) Bazylika św. Piotra była wypełniona po brzegi. Ocierając pot z czoła i patrząc na ubranych w jednakowe czerwone ornaty metropolitów pokornie klękających przed Benedyktem XVI, czułem głęboką wdzięczność, że należę do Kościoła. Jedynej tego rodzaju wspólnoty na świecie.
Zapewne czterdziestu czterech metropolitów wiele różni – miejsce pochodzenia, życiowe doświadczenie, wykształcenie czy styl sprawowania władzy w diecezji. Ale łączy ich wspólne zadanie, cel – jakkolwiek byśmy to nazwali. Jest nim głoszenie chwały Bożej. Na Kościele ciągle ktoś wiesza psy. Czasami słusznie, częściej całkowicie niesprawiedliwie. Na szczęście ta właściwie nigdy nieprzemijająca moda nie ma zasadniczego wpływu na to, co Kościół robi od początku.
Głosi chwałę Boga.
ks. Marek Gancarczyk