W dzieciństwie chciałeś to zrobić, ale nie umiałeś. Dziś umiesz to zrobić, ale się wstydzisz, bo sądzisz, że budowanie z piasku przystoi tylko dzieciom. Nieprawda!
Pogoda już stanowczo wakacyjna, co każe przypuszczać, że gdy zaczną się wakacje, będzie mniej wakacyjna. Tak przynajmniej wynika z jednego z praw Murphy’ego, które brzmi: jeśli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie. Najwyraźniej działa to nad morzem, bo tam najbardziej oczekuje się dobrej pogody. Tym zatem, którzy się tam wybierają, pozwalam sobie zaproponować sposób uniezależnienia się w znacznym stopniu od kaprysów aury. Nad Bałtykiem wszystkiego może zabraknąć z wyjątkiem piasku. Należy ten atut wykorzystać i z tego piasku budować zamki. Kto nie umie przełamać bariery wstydu, że jako dorosły bawi się w piasku, niech robi to w towarzystwie dzieci. Najlepiej własnych, ale mogą być też wypożyczone od okolicznych plażowiczów. Że niby im pomagamy. Ja nie musiałem się nad tym zastanawiać, bo i tak budowałem ze swoimi synami, a i żona się czasem dołączała. W ten sposób, mimo zimnej wody i często pochmurnego nieba mieliśmy sympatyczne zajęcie na świeżym, jodowanym powietrzu. Wadą jest krótkotrwałość budowli (nazajutrz nie było po żadnej z nich nawet śladu) trzeba je więc fotografować. Ponieważ to robiłem, postanowiłem podzielić się z Państwem efektami moich ubiegłorocznych „działań plażowych”.
Do budowy takich obiektów, jak na zdjęciach, nie trzeba niczego specjalnego, jakaś deseczka dla wygładzania powierzchni, obcięta plastikowa butelka lub kawałek rury na formy okrągłe. Ja jednak się przygotowałem i użyłem szpachli, która bardzo ułatwia budowę.
Zauważyłem, że takie budowanie ma walor integracyjny. Wielu spacerowiczów, idących wzdłuż brzegu morza, zatrzymywało się, a niektórzy wdawali się w sympatyczne pogawędki. Tak więc, choć budowle znikały bardzo szybko, coś tam jednak w człowieku zostało. No i te zdjęcia, do których obejrzenia zachęcam.
Jeśli ktoś z Państwa zbuduje z piasku coś interesującego, będziemy to w czasie wakacji publikowali. Fotografie proszę przysyłać na adres gosc@gosc.pl . A jak jeszcze dodają Państwo własny komentarz, nasza radość będzie wielka.
Franciszek Kucharczak