Szykuj się, nadchodzi czas próby!

Cokolwiek ma wypełznąć jeszcze z Watykanu, niech wypełznie raz na zawsze.

Mówi się czasem z przekąsem: „jak nie chcesz stracić wiary, chodź daleko od fary”. Ot takie sobie porzekadło. A co, jeśli problemy z „fary” wychodzą na światło dzienne?

Przykład tego mamy właśnie dość bolesny, bo dotyka samego serca Kościoła. Watykański kamerdyner Paolo Gabriele – jak podają media – współpracuje z policją włoską i żandarmerią watykańską. Kto wie, kogo wskaże jako swojego wspólnika. Możliwe, że jeszcze w tym tygodniu dowiemy się nawet, kto zlecał kradzież tajnych watykańskich dokumentów.

Na watykańskiej „farze” źle się działo. Może faktycznie lepiej by było o tym wszystkim nie wiedzieć i mieć święty spokój. Może lepiej by było żyć w błogiej naiwności. Kto oglądał dr. House’a, ten wie, że ignorancja potrafi być błogosławieństwem.

Tylko czy chcemy żyć według porad doktora faszerującego się lekami przeciwbólowymi, żeby uciszyć ból wewnętrznej pustki?

Myślę tak: cokolwiek ma wypełznąć jeszcze z Watykanu, niech wypełznie raz na zawsze. Przygotujmy się na to, że wiadomości zza Spiżowej Bramy mogą nas jeszcze niemile zaskoczyć.

Dla mnie samo spojrzenie prawdzie w oczy nie będzie aż tak gorszące, jak próba udawania, że właściwie nic złego się nie stało, a ujawnienie informacji o kryzysie to spisek wrogich mocy. Naiwnością jest wiara w to, że ludzie – nawet ludzie Kościoła – są święci za życia i kryształowo czyści. Wierzymy, że Kościół jest święty, ale my, którzy Go tworzymy, święci nie jesteśmy.

Jeśli sobie tego nie uświadamiamy każdego dnia, jeśli tworzymy wizerunek Kościoła jako wspólnoty ludzi bez skazy, nie dziwmy się potem, że każda taka sytuacja, z jaką mamy obecnie do czynienia w Watykanie, boleśnie demaskuje tę mistyfikację.

Rzeczywistość uczy pokory. Trzeba z umieć z niej wyciągnąć lekcję. Głośmy, że dążymy do świętości, a nie że już jesteśmy święci. Zresztą, kto chce krytykować watykańskich hierarchów, niech najpierw przemyśli, czy naprawdę sobie też nie ma niczego do zarzucenia.

Oczywiście, nie zmienia to faktu, że ludzie, w których pokładaliśmy szczególne zaufanie, zawiedli. Wychodzi na jaw hipokryzja. Wychodzi rozdźwięk pomiędzy tym, czego Kościół uczy, a tym, jak naprawdę żyje. Wszystko to bardzo przykre. Wszystko to boli.

Stanowi też poważną próbę dla naszego chrześcijaństwa. Jak poradzimy sobie z wyzwaniem przebaczenia aż 77 razy? Chciałbym bardzo, żeby watykański kryzys dla wielu osób stał się okazją do jeszcze większego osobistego zaangażowania i troski o Kościół, a nie do pożegnania z Nim, ucieczki z tonącego statku.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Jan Drzymała