Barack Hussein na trzecie ma „Wpadka”?

Wpadka z „polskim obozem śmierci”, zaliczona przez prezydenta Obamę podczas pośmiertnego wręczenia Medalu Wolności dla Jana Karskiego, była dość szeroko opisywana w amerykańskich mediach. To tylko jedna z niefortunnych dla niego sytuacji, która po raz kolejny ujawniła brak dyplomatycznej ogłady.

Wpadka z „polskim obozem śmierci”, zaliczona przez prezydenta Obamę podczas pośmiertnego wręczenia Medalu Wolności dla Jana Karskiego, była dość szeroko opisywana w amerykańskich mediach. To tylko jedna z niefortunnych dla niego sytuacji, która po raz kolejny ujawniła brak dyplomatycznej ogłady.

Barack Obama popełniał omyłki nie tylko za czasów swojej prezydentury, ale już jako senator, podczas swojej pierwszej kampanii prezydenckiej. Niektóre z gaf były wstydliwe, ale w sumie dość niewinne. Te najgorsze wywołały dyplomatyczne zgrzyty.

Obecny prezydent USA miał problemy z historią, geografią i językiem angielskim. W trakcie swojej pierwszej kampanii prezydenckiej opowiadał o swoim wujku, który miał być wśród amerykańskich żołnierzy wyzwalających Auschwitz. Wpadka okazała się podwójna, bo nie tylko jego wujka nie mogło tam być, ale i żadnego amerykańskiego żołnierza. Auschwitz „wyzwolili” bowiem Rosjanie. Nie wiemy jednak, czy to problem historyczno-geograficzny, czy raczej przejaw upiększania swojego wizerunku. Być może Obama zwyczajnie skłamał, czy – jak to się eufemistycznie mówi - minął się z prawdą.

Podczas tej samej kampanii, podróżującemu po swoim kraju ówczesnemu senatorowi zdarzało się również mylić nazwy odwiedzanych miast, jednak i to możemy jakoś usprawiedliwić. Musiał być skrajnie wyczerpany, bo co innego myśleć o kimś, kto oprócz tego żalił się, iż odwiedził 57 stanów i jeszcze pozostał mu do odwiedzenia jeden? Ale na tym nie koniec - złośliwi Republikanie, którzy uważają, że Obama nie jest w stanie wygłosić przemówienia bez telepromptera, wykopali zapisaną przez Demokratę kartkę z błędem językowym i wytykali mu również nieprawidłowe wymawianie wyrazów w języku angielskim.

Problemy lingwistyczne dotyczyły jednak nie tylko języka używanego w Stanach. Okazało się, że Obama uważa, iż w Austrii mówi się po austriacku, a na terenie Afganistanu w jakimś arabskim dialekcie. No i na koniec zupełnie niewinna pomyłka, przypisująca USA wynalezienie samochodu. Choć, jak w przypadku różnych wynalazków, sprawa nie jest tak do końca jasna, „tym pierwszym” raczej nie był Amerykanin. Można założyć, że Obama powiedział tak, bo chciał się po prostu przypodobać amerykańskim producentom samochodów, których nagrodził finansowo na koszt podatników, ratując ich przy okazji od bankructwa. Tego typu wpadki są niegroźne i mogą się zdarzyć każdemu. Sprawa wygląda dużo poważniej z wpadkami innego typu, których ofiarami są dyplomaci krajów sojuszniczych.

Zgrzyty dyplomatyczne

Obama podarował w 2009 r. Gordonowi Brownowi, ówczesnemu premierowi Wielkiej Brytanii, komplet 25 amerykańskich filmów na DVD, wprawdzie specjalnie zamówiony na tę okazję, jednak pozbawiony zarówno symbolicznej, jak i materialnej wartości. Trudno wyobrazić sobie, że Browna ucieszyły takie filmy jak „E.T”, „Gwiezdne Wojny” czy „Czarnoksiężnik z Krainy Oz”, szczególnie zważywszy na fakt, że ma on coraz większe problemy ze wzrokiem, a na lewe oko nie widzi od dawna. Z filmami był jeszcze inny szkopuł, otóż nie dało się ich bezproblemowo obejrzeć w Wielkiej Brytanii. DVD działają bowiem tylko na odtwarzaczach wyprodukowanych w Stanach. Dla porównania warto dodać, że Brown obdarował prezydenta USA wielotomową biografią Winstona Churchilla oraz długopisem ze stojakiem, wykonanym z drewna pochodzącego z okrętu Jej Królewskiej Mości „Gannet”. Ten okręt z czasów wiktoriańskich przeznaczony był to walki z piractwem i handlem niewolnikami, co dla pierwszego murzyńskiego prezydenta powinno mieć symboliczne znaczenie. Ponadto, z siostrzanego okrętu zrobione jest biurko w Gabinecie Owalnym, a wartość prezentu została oszacowana na 16,5 tys. dolarów. Kolejnym policzkiem dla jednego z najważniejszych amerykańskich sojuszników było zachowanie neutralności (zamiast poparcia dla Wielkiej Brytanii) w konflikcie o Falklandy (luty 2010 r.).

Z najnowszej książki o Obamie pt. „The Amateur” (2012) Edwarda Kleina wynika, że Obamie nie raz zdarzało się obrazić ważnego sprzymierzeńca. Podczas pobytu w Cannes, wymienił niefortunne myśli z Sarkozym. „Netanyahu, nie mogę go znieść. To kłamca”- powiedział ówczesny prezydent Francji, na co Obama odparł: „Masz go dość? Ja muszę z nim codziennie pracować”.

Nagrana rozmowa nie była przypadkową ilustracją jego niechęci do przedstawicieli tego konkretnego kraju. Klein opisuje sytuację, w której Obama wyszedł ze spotkania z delegacją Izraela w Białym Domu, zwracając się do Netanyahu, aby go zawołał, kiedy będzie gotowy rozmawiać „do rzeczy”. Delegacja pozostawiona samej sobie bez jedzenia i picia w końcu o nie poprosiła, po czym otrzymała posiłek… niekoszerny. 

Książka Kleina, byłego redaktora „Newsweeka” i „New York Times Magazine” nie pozostawia na obecnym prezydencie USA suchej nitki. Według publikacji, jest on niezdolny do kierowania krajem i sprawowania funkcji naczelnego dowódcy. Co więcej, przejęcie przezeń steru nad polityką zagraniczną świadczy nie tylko o niebywałej arogancji człowieka, który nie miał na tym polu żadnego doświadczenia, ale czyni Amerykę dużo słabszą. I musi coś w tym być, skoro Obama tak kiepsko traktuje nawet swoich oddanych i długoletnich sojuszników.

 Tekst pochodzi z portalu www.pch24.pl

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Natalia Dueholm