Dziedzictwo praczłowieka czy coś jeszcze?

Wypierając Boga z naszego życia, nieraz w poszukiwaniu duchowych "zamienników" schodzimy w najmroczniejsze i najdrapieżniejsze zakamarki naszej natury.

Stanisław Lem w niezwykle interesującym zbiorze felietonów pt. „Lube czasy” pisze o tym, jak zło trwa i rozprzestrzenia się na przełomie XX i XXI wieku. Spora część jego tekstów osnuta jest wokół wątku zamachów w tokijskim metrze. Przeprowadzili je członkowie japońskiej sekty "Najwyższa prawda" w marcu 1995 roku. Tysiące ludzi wówczas ucierpiało. Najbardziej zatłoczona podziemna kolejka świata stała się pułapką bez wyjścia, kiedy wyznawcy zainspirowani przez Shōkō Asaharę rozpylili sarin przemycony w plastikowych butelkach i pudełkach śniadaniowych. Dziś, jak podają agencje prasowe, po 17 latach ujęto jedną z członkiń sekty odpowiedzialnej za tamte wydarzenia.

Lem w swojej książce dowodził, że terror, którego m.in. dopuścili się członkowie "Najwyższej prawdy", jest dziedzictwem nazizmu. Ogień zła, rozprzestrzeniony przez nazistów, nigdy nie został do końca ugaszony - zauważa. Zadeptana iskra przetrwała w popiołach i pod koniec dwudziestego wieku zapłonęła znów z wielką siłą. Autor pisze o sarinie w metrze tokijskim. Można by, idąc tym tropem, wskazać inne przykłady: chociażby zamach na WTC z 11 września lub – bliżej – atak na wyspie Utoya.

Jak dowodził Stanisław Lem, naziści dali przykład, że można wymordować całe narody w imię szalonych idei. Byli pierwszymi, którym taka zbrodnia "pomieściła się głowie". Jeśli raz coś takiego się wydarzyło, może się wydarzyć po raz kolejny. Zło ma zdolności do kamuflowania się. Jest cierpliwe. Potrafi przetrwać i uderzyć z zaskoczenia. Tak przetrwało w ukryciu po drugiej wojnie i ukazuje nam swoje straszliwe oblicze. Lem oskarża m.in. media o to, że informując szeroko o niegodziwości, zbrodniach i obrzydliwościach, jakich dopuszczają się ludzie, stają się w pewnym sensie formą instruktarzu dla innych im podobnych szaleńców. Kontrowersyjna to teza, ale czy całkiem pozbawiona sensu?

Ale nie o tym miało być. Być może – jak sugerował Lem – zło drzemiące w człowieku jest dziedzictwem po naszych praprzodkach, którzy – nie ma co kryć – byli drapieżnikami. Ganiali za zwierzyną, a jak przy okazji ubili jakiegoś mniej znanego krewniaka, to też zdarzało im się go spożyć gdzieś w pieczarze.

Wywód Lema jest niezwykle ciekawy i dużo bogatszy niż te kilka słów, które starałem się streścić. Szczerze zachęcam, by sięgnąć do tej książki, która co prawda nie jest najnowsza, ale zawiera sporo interesujących i nader aktualnych intuicji.

Z mojego punktu widzenia nie stawia ona ostatecznie kropki nad „i”. Lem bowiem w swoim rozumowaniu nie uwzględniał zupełnie tej kwestii, o której chociażby wczoraj wspomniał w Warszawie kard. Stanisław Ryłko. Mówił on, że obecnie, żyjemy w czasach, w których na niespotykaną dotąd skalę ruguje się Boga z „horyzontu życia ludzkiego”. Trudno się Lemowi dziwić, w końcu był zdeklarowanym ateistą. Nie chcę, żeby to stwierdzenie zostało odczytane jako epitet. Nie. Wywód Lema jest bardzo interesujący, wręcz genialny i cechuje się intelektualną uczciwością. Dla mnie jednak, jako dla chrześcijanina, tego Boskiego elementu w nim zdecydowanie brakuje.

Zresztą, jakby tak się dokładnie przyjrzeć, to zarówno w zbrodni nazistowskiej, jak i tej w tokijskim metrze czy w atakach z 11 września, wszędzie gdzieś w podtekście jest jakiś element walki z Bogiem. Lem sam zresztą wspomina, że atak Hitlera na Naród Wybrany był poniekąd wymierzony także w Tego, który go wybrał. Islamscy fundamentaliści uderzyli na Stany Zjednoczone pod pretekstem Dżihadu – świętej wojny, sekta Najwyższa Prawda również kierowała się wykoślawioną motywacją zaczerpniętą z wielu religii – m.in. z buddyzmu, hinduizmu, apokalipsy z domieszką przepowiedni Nostradamusa.

Kiedy o tym wszystkim myślę, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że człowiek z natury jest z jednej strony drapieżcą, ale z drugiej strony istotą stale poszukującą duchowości. Wypierając – jak mówi kard. Ryłko – Boga z naszego życia, nieraz w poszukiwaniu duchowych „zamienników” schodzimy na manowce. Historia uczy, że wkraczamy wówczas w najmroczniejsze i najdrapieżniejsze zakamarki naszej natury.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jan Drzymała