Jedna chwila wystarczyła, by zginął Grzesiek. Miał 19 lat. Jechał samochodem.
31.05.2012 00:15 GN 22/2012
Splot nieszczęśliwych przypadków kilkaset metrów od mojego domu. Było życie – nie ma życia. Były ideały – nie ma ideałów. Została rozpacz. Żal. Rodzina i przyjaciele Grześka nie chcieli, by jedna chwila przekreśliła wszystko: pracę Grześka w WOPR-ze, świetne wyniki w nauce, wrodzoną chęć społecznikostwa. Założyli Stowarzyszenie Bezpieczna Młodość im. Grzegorza. Od trzech lat fundują stypendia dla pokrzywdzonej przez wypadki młodzieży, realizują programy o bezpieczeństwie dla dzieciaków i nieco starszych. Wszystko po to, by chyba na przekór losowi lub naprzeciw dalszemu życiu nieszczęśliwa jedna chwila okazała się… szczęśliwą. A przynajmniej – potrzebną. By nie poszła na marne. Nie poszła. Jak mówią młodzi: wielki szacun. Dlaczego jest tak, że czasem, bez wcześniejszych zapowiedzi, życie wywraca się do góry nogami? Ma to sens? Czasem, jak widać na przykładzie historii Grześka, ma. Jedna chwila, straszliwa chwila – a potem długotrwałe, potrzebne działanie tych, na których wycisnęła ona piętno. Być może Stowarzyszenie, które powstało po śmierci Grzegorza, uratowało już wielu innych młodych Grześków. Śmierć 19-latka spowodowała lawinę pomocy. Zło i ból ktoś przekuł w dobro i radość. Jednak trudno wymagać od wszystkich dotkniętych „jedną chwilą”, która zniszczyła marzenia, radość, spokój – heroizmu konstruktywnego działania. Nie wolno wręcz. Jednak pozostaje pytanie: dlaczego niektórzy podnoszą się niemal w jednej chwili, idą dalej, działają. Inni – wręcz przeciwnie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.