USA potępiły w sobotę atak syryjskich sił rządowych w mieście Hula, w którym zginęło ponad 90 cywilów, jako brutalny akt nielegalnego reżimu, a Wielka Brytania domaga się "zdecydowanej reakcji społeczności międzynarodowej" w tej sprawie.
Reżim prezydenta Baszara el-Asada odpowiada na pokojowe protesty z "niewypowiedzianą i nieludzką brutalnością" - podkreślił Biały Dom.
Rzeczniczka Rady Bezpieczeństwa Narodowego Erin Pelton oceniła z kolei, że sobotni atak sił rządowych na protestującą ludność to "nikczemne świadectwo nielegalnego reżimu".
Do głosów oburzenia masakrą, przeprowadzoną wbrew oficjalnie obowiązującemu rozejmowi, przyłączył się brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague.
Na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ Wielka Brytania, która jest stałym członkiem Rady, będzie domagała się, by społeczność międzynarodowa zareagowała w sposób skoordynowany na "przerażające zbrodnie" syryjskiego reżimu - zapowiedział. Jak dodał, sprawa ta będzie uzgadniana z państwami sojuszniczymi, a także na forum Rady Bezpieczeństwa, Unii Europejskiej oraz organizacji praw człowieka ONZ.
Według obserwatorów misji ONZ w Syrii, w sobotnim ataku na miasto Hula zginęło ponad 90 osób, w tym ok. 30 dzieci poniżej 10. roku życia.
To najpoważniejsze jak dotąd naruszenie rozejmu między reżimem a opozycją, które obowiązuje od 12 kwietnia.
W nocy z soboty na niedzielę wojsko zbombardowało także miasto Rastan, które od miesięcy odpiera ataki sił reżimu prezydenta Baszara el-Asada. 60-tysięczny Rastan znajduje się 25 km na północ od Hims, stolicy prowincji o tej samej nazwie.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka Rastan był ostrzeliwany z częstotliwością ok. dwóch moździerzy na minutę.
Niedaleko stołecznego Damaszku, w mieście Harasta, również rozgorzały ostre walki między armią i rebeliantami.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka od początku rewolty w Syrii w marcu 2011 roku zginęło ponad 12,6 tys. ludzi - w większości cywilów zabitych przez siły reżimowe.