Chelsea wreszcie wygrała Ligę Mistrzów. I to akurat wtedy, kiedy miała słabszą drużynę niż w poprzednich latach.
20.05.2012 16:10 GOSC.PL
Pamiętajmy jednak, że choć zespół z Londynu wypadł w Monachium gorzej niż jego finałowy rywal, to chyba dobrze się stało, że tak wspaniali piłkarze jak Čech, Lampard, Torres, Mata, czy zwłaszcza wspaniały Drogba zdobyli wreszcie swoje pierwsze trofeum w najważniejszej klubowej rywalizacji.
Bayern był faworytem, nie tylko dlatego, że grał na własnym boisku. Również dlatego, że w półfinałach spisywał się znacznie lepiej. Chociaż pokonał Real Madryt dopiero w rzutach karnych, to sprawiał w sumie korzystniejsze wrażenie od „królewskich”. Tymczasem Chelsea wyeliminowało Barcelonę bardzo szczęśliwie.
Mecz finałowy oba zespoły zaczęły trochę tak jakby był kontynuacją półfinałów. Bayern odważnie, ofensywnie, z bardzo groźną trójką Ribery – Gomez – Robben z przodu, więc właściwie z trzema napastnikami. Chelsea schowane „za podwójną gardą” z osamotnionym Didierem Drogbą z przodu. Drugi napastnik – Juan Mata był rozgrywającym, a trzeci – Fernando Torres… siedział na ławce rezerwowych. Wydaje się, że taka taktyka wypływała jednak z realnej oceny sił. Bayern jest bowiem znacznie silniejszy od Chelsea w drugiej linii. Frank Lampard w zespole z Londynu nie jest już tak dobry jak kiedyś, a w drużynie Bawarczyków u boku Schweinsteigera wyrosła nowa gwiazda: Kroos. Tu była największa różnica w grze obu zespołów. Trener Chelsea uznał więc, że w walce o posiadanie piłki nie ma szans i ustawił zespół defensywnie. Nie miał chyba innego wyjścia.
Kiedy Mueller zdobył prowadzenie dla gospodarzy wydawało się, że mecz jest rozstrzygnięty. Jeszcze raz jednak okazało się, jak wielką rolę w piłce odgrywają wybitne indywidualności, w tym przypadku Didier Drogba.
W dogrywce powtórzyła się historia z rewanżowego meczu półfinałowego. Tam w Barcelonie Leo Messi nie wykorzystał karnego, który dałby awans jego drużynie, tutaj taką samą szansę dla Bayernu zmarnował Robben. Bawarczycy, którzy w półfinale wyeliminowali karnymi Real, chyba zbyt wierzyli w swojego bramkarza Neuera i swoją „tradycyjną” skuteczność w tym elemencie gry. Rzadko się bowiem zdarza, by zespół z Niemiec przegrał serię rzutów karnych. Dlatego w drugiej połowie dogrywki nie atakowali z taką samą determinacją jak wcześniej. A wydawało się, że mieli nieco więcej sił. Ostatni rzut karny wykorzystał Drogba, co było najszczęśliwszą chwilą jego kariery. Z reprezentacją Wybrzeża Kości Słoniowej ma małe szanse na zdobycie mistrzostwa świata, więc to klubowe trofeum było dla niego szczytem marzeń. Zasłużył na nie jak mało kto.
Leszek Śliwa