Obecnie mamy w USA do czynienia z obowiązkiem ubezpieczenia zdrowotnego, który stoi w sprzeczności z zasadą subsydiarności i zasadą rezygnacji z silnej władzy centralnej.
18.05.2012 19:32 GOSC.PL
Można się czasem zastanawiać, co dzieje się z Catholic News Service (CNS), agencją, która nie miałaby szans zaistnieć, gdyby nie amerykańscy biskupi i wsparcie Konferencji Episkopatu USA. 16 kwietnia br. CNS opublikowała przydługi wywiad z Rosą De Lauro, przedstawicielką stanu Connecticut w Izbie Reprezentantów z ramienia Partii Demokratów. Była to dla niej wymarzona okazja do zmieszania z błotem propozycji budżetu federalnego na rok 2013, przedstawionej przez Paula Ryana, republikanina z Wisconsin. DeLauro skorzystała również z okazji, by wiercić dziurę w brzuchu kard. Timothy’emu Dolanowi. Domagała się, by równie dużo uwagi, którą wraz z biskupami poświęca na obronę wolności religijnej, skierował ku „biednym, głodnym, klasie średniej – ludziom, których budżet zaproponowany przez Ryana wprost wykrwawi”.
Apel członkini Kongresu brzmiał wyjątkowo po katolicku: „mój Kościół, Kościół katolicki, musi mówić głośno o tym problemie”. Zabrzmiało to niezwykle ironicznie, (choć CNS kompletnie tego nie wypunktowało), bo historia głosowań Rosy DeLauro, delikatnie mówiąc pozostaje w pewnym napięciu w stosunku do katolickiego rozumienia sprawiedliwości.
Kościół katolicki głosi niezbywalne prawo do życia nienarodzonych i nalega by ta oczywista prawda moralna miała odbicie w prawie stanowionym. DeLauro zaś podczas głosowań w Kongresie konsekwentnie zajmuje stanowisko proaborcyjne. Kościół Katolicki pracował z władzami wydziału szkolnictwa Dystryktu Kolumbii nad programem stypendialnym dla uczniów szkół katolickich prowadzonych w ubogich dzielnicach; Rosa DeLauro wsparła bezlitosną odmowę administracji Obamy odnośnie pokrycia kosztów tego programu. Biskupi wydali oświadczenie o tym, że wolność religijna w USA jest obecnie poważnie zagrożona; dama z Connecticut podczas głosowania nad podstawowym prawem obywatelskim Ameryki pozwoliła sobie na nieusprawiedliwioną nieobecność.
Wobec tego na jakiej podstawie Rosa DeLauro rości sobie prawo, by mówić w imieniu „mojego Kościoła, Kościoła katolickiego”? Intuicja podpowiada mi, że wydaje jej się, że jest rzeczniczką autentycznego katolicyzmu. Podobnie jak wielu członków lewicy zarówno w amerykańskiej polityce jak i w Kościele, dość długo uważała, że tylko lewica kompetentnie łączy katolicką naukę społeczną i politykę państwową.
Ważna informacja dla pani DeLauro i jej przyjaciół: dni, kiedy tak rzeczywiście było, dobiegły końca.
Stało się tak dlatego, że czterdzieści lat pracy intelektualnej i politycznej, połączonej z prowadzoną na szeroką skalę opieką nad kobietami w „kryzysowej” ciąży uczyniło sprawę pro-life kulturowym wyróżnikiem poważnego i odpowiedzialnego katolicyzmu w Ameryce.
Stało się tak dlatego, że większość katolickiej lewicy uparcie odmawiała i nadal odmawia promowania wolności religijnej we wszystkich jej aspektach oraz niezbywalnego prawa człowieka do życia jako priorytetowego zagadnienia z zakresu sprawiedliwości społecznej.
Stało się tak również dlatego, że współczesna historia potwierdziła sensowność zasady pomocniczości państwa głoszonej przez katolicką naukę społeczną.
Nadciągający nieubłaganie kryzys fiskalny w europejskich państwach opiekuńczych dowodzi słuszności zasady subsydiarności. W jego kontekście jasno widać, że zapewnianie koniecznej pomocy ludziom w prawdziwej potrzebie oznacza – między innymi – rozwijanie kompetencji wspólnotowych i filantropijnych w społeczeństwie obywatelskim. Alternatywą jest bankructwo państwa i chaos.
Obecnie mamy w USA do czynienia z ogłoszonym przez Obamę obowiązkiem ubezpieczenia zdrowotnego, który stoi w radykalnej sprzeczności z zasadą subsydiarności i wynikającą z niej zasadą rezygnacji z silnej władzy centralnej. Ryzyko związane z silną władzą centralną w pełni ukazuje właśnie ta sytuacja, gdy obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne oznacza automatyczne i bezwarunkowe finansowanie antykoncepcji. Powszechna opieka zdrowotna, o jaką słusznie zabiega Kościół, musi być zrealizowana w jakiś bardziej sensowny sposób niż poprzez przekazanie jednej szóstej ekonomii (i kluczowych decyzji medycznych) samowolnym ustawodawcom.
Te gorzkie prawdy to złe wieści dla Rosy DeLauro i osób podzielających jej punkt widzenia. Co gorsza, pojawił się na horyzoncie Paul Ryan, kongresmen o nieprzeciętnej inteligencji, który potrafi kompetentnie argumentować na rzecz polityki uwzględniającej katolicką naukę społeczną i który rozumie, że to, czego Kościół oczekuje po sprawiedliwym społeczeństwie to w rzeczywistości oddanie biednym kontroli nad własnym życiem. Chodzi mu o przełamanie błędnego koła uzależnienia od pomocy społecznej oraz o wyzwolenie kreatywności, którą – jak wierzy Kościół – Bóg wszczepił w każdą ludzką duszę.
Paul Ryan jest najgorszym koszmarem dla katolickiej lewicy i z ich obozu już rozpoczęła się kampania demonizowania go. Na szczęście Ryan to duży chłopiec i będzie bronił swego. Ten spór pomiędzy poważnymi katolikami z obu partii politycznych może nawet doprowadzić do jakiegoś konsensusu na temat strategii redukcji biedy opartej na przywracaniu podmiotowości oraz do opracowania polityki socjalnej odpowiedzialnej z punktu widzenia finansów państwa.
Zamiast stawać się megafonem dla katolików łamiących jedność Kościoła, a pozujących na głos autentycznych jego reprezentantów i zapowietrzających się na temat ludzi „wykrwawianych” przez propozycję nowego budżetu, niech CNS może lepiej zatroszczy się o zapewnienie obu stronom równych szans w konstruktywnej debacie?
George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie
Tłum. Magdalena Drzymała
George Weigel