Na stronach MEN opublikowano listę szkół, które wylosowano do pilotażowego programu „Cyfrowa szkoła”. Tymczasem, jak pisze „Dziennik Gazeta Prawna” (DGP), nauczyciele zwyczajnie boją się tego programu i nowinek technicznych, które ze sobą niesie.
Jak powiedziała DGP Ewa Józefowicz, dyrektor Gimnazjum nr 21 w Gorzowie Wielkopolskim program jest wprowadzany bez wcześniejszego sprawdzenia, czy placówki w ogóle będą mogły z nowych rozwiązań korzystać.
W wielu miejscach problemem jest dostęp do szerokopasmowego Internetu. W małych miejscowościach jego prędkość to około 1Mbps. W tych warunkach tablety, którymi mają posługiwać się uczniowie, mogą okazać się bezużyteczne, bo wczytywanie potrzebnych stron internetowych będzie trwało zbyt długo. To może zniechęcić zarówno nauczycieli jak i uczniów do tej formy zajęć.
Na inne „wąskie gardła”planu cyfryzacji polskich szkół wskazał wczoraj w Warszawie podczas konferencji „Nowoczesne technologie cyfrowe w edukacji. Model chmury obliczeniowej – szansą dla szkół” Marek Jędryka, Digital Project Manager wydawnictwa Pearson, które zajmuje się tworzeniem podręczników do nauki angielskiego i niemieckiego.
Przykładowo, gdy wprowadzano cyfryzację w szkołach norweskich, produkcją e-podręcznika zajęło się państwo. W niektórych okręgach wręcz nakazano korzystanie tylko i wyłącznie z państwowych podręczników. Projekt wzbudził wątpliwości. Szczególnie w największym okręgu – Oslo – pojawiły się protesty. Nauczyciele sprzeciwiali się monopolowi. Woleli mieć swobodę w doborze pomocy naukowych, co miało stanowić korzyść metodyczną. Z kolei uczniowie raczej byli skłonni wrócić do tradycyjnych książek papierowych, niż korzystać z e-podręcznika.
Nieco inny problem zaobserwowano w USA, gdzie cyfryzacja szkół zaczęła się najwcześniej. Już w 2006 roku powstała w Filadelfii eksperymentalna Szkoła Przyszłości. Nie posługiwano się tam w ogóle podręcznikami tradycyjnymi. E-podręczniki tworzyli sami pracujący tam, bardzo zaangażowani nauczyciele. Szkoła jednak nie cieszyła się dużym powodzeniem. Po latach zarówno nauczyciele, jak i uczniowie przyznawali, że byli sfrustrowani ciągłymi zmianami w systemie nauczania. Problemem miał być tam brak jasno sprecyzowanych celów edukacyjnych, które byłyby spójne z przyjętą metodologią pracy.
W Peru z kolei zastosowano taktykę 1 laptop na 1 dziecko. Rząd zainwestował 225 milionów dolarów. Zakupionych zostało850 tys. przenośnych komputerów. Niestety, za wprowadzeniem nowych technologii nie poszło przygotowanie nauczycieli do pracy w nowych warunkach. Testy wykazały, że uczniowie ani nie uczyli się lepiej, ani też nie mieli większej motywacji do pracy. Olbrzymie pieniądze praktycznie poszły na marne.
W Katalonii uczniowie otrzymali dofinansowania na zakup laptopów i e-podręczników. Do szkół trafiły tablice multimedialne i potrzebne pomoce naukowe. Wszystko szło dobrze aż do wyborów i zmiany rządu. Kryzys sprawił, że na dalsze dofinansowania zabrakło środków. Całość kosztów spadła na rodziców i szkoły, które samodzielnie musiały utrzymywać koszty dostępu do szerokopasmowego Internetu.
jad