W ostatnich latach kilkunastu księży popełniło samobójstwo. Dlaczego tak się dzieje? Jak mają reagować wierni? Jak podchodzić do takich tragedii? – zastanawia się znany duszpasterz, psycholog i wychowawca seminaryjny o. Józef Augustyn SJ.
W ostatnich tygodniach prasa małopolska nagłośniła przypadek samobójstwa młodego wikarego z diecezji tarnowskiej, jaki miał miejsce w kwietniu br. Pod koniec marca zaś prasa wielkopolska rozpisywała się o samobójstwie proboszcza. Powszechnie szanowany kapłan, który odebrał sobie życie, napisał list do swoich parafian, w którym przeprasza ich oraz rodziców i biskupa za swój czyn: „Niech Bóg miłosierny przebaczy mi moje postępowanie. […] Wszystko przerosło moje siły i mój umysł. […] Przepraszam mój Kościół Święty i Księdza Arcybiskupa, któremu winienem posłuszeństwo, prawdę i cześć. […] Przepraszam w końcu wszystkich moich parafian”.
W ostatnich latach miały miejsce kilkanaście przypadków samobójczych śmierci księży w Polsce. Informacje o nich wiszą na portalach i łatwo się na nie natknąć. Nie chcę snuć refleksji na temat psychicznej odporności księży czy też o ich przygotowaniu do kapłaństwa, ale jedynie napisać o tym, jak winniśmy przeżywać „skandal” samobójczej śmierci księdza i jaka lekcja płynie z tego tak dla świeckich, jak i duchownych.
Parafianie są wstrząśnięci
Temat samobójstwa księdza jest trudny szczególnie dla rodziny, księży kolegów, przełożonych. Taka śmierć szokuje, boli, budzi poczucie winy, oburzenie. „Jak moja matka mogła mi coś takiego zrobić?” – napisała pewna kobieta po wielu latach od samobójczej śmierci swojej mamy, nie mogąc się w żaden sposób pogodzić z tym faktem. Rodzi się więc słusznie pytanie, czy trzeba o samobójczych śmierciach księży pisać w prasie, w internecie, podawać szczegóły, komentować. Czy nie godniej byłoby po prostu milczeć? Księża, o których mowa, nie byli znanymi osobistościami, nie interesowała się nimi szeroka publiczność. Byli zwykłymi kapłanami. W obu sytuacjach lubianymi i szanowanymi przez wiernych i – zewnętrznie patrząc – nic nie zapowiadało targnięcia się na własne życie. Obie te śmierci zostały mimo wszystko nagłośnione i to w sensacyjnym tonie. Być może dlatego, że byli to duchowni.
Każda samobójcza śmierć, gdy się zdarzy, wymaga taktu i dyskrecji. Proboszcz wikarego, który popełnił samobójstwo, pytany przez dziennikarzy o komentarz powiedział prosto: „Mam prawo do intymnego przeżywania tej tragedii, proszę wybaczyć…”. Takie prawo ma także rodzina, parafia, przyjaciele. Skoro jednak informacje zostają przekazane i każdy może przeczytać nie tylko same informacje, ale także rozbudowane komentarze, Kościół nie może udawać, że tego nie wie i nie widzi.
Artykuły bywają opatrzone tytułami: „Parafianie są w szoku”, „Mieszkańcy miasteczka są wstrząśnięci”, ludzie gorszą się, wielu ulega pokusie szukania winnych, stąd łatwo o oskarżania i potępiania. Taka postawa staje się trucizną, która niszczy zaufanie wiernych do Kościoła oraz kwestionuje sens ich moralnych zmagań. „Skoro ksiądz na trudności życiowe tak reaguje, to cóż dopiero ja?” – powie wielu. Kościół w takiej sytuacji jest zobowiązany pomóc wiernym ustosunkować się do tych tragicznych wypadków, by mogli przeżywać je w duchu Bożego miłosierdzia oraz ze zrozumieniem i współczuciem dla ludzkiej kruchości: cudzej i własnej.
Nie manipulować cudzą śmiercią
Owe tragiczne przypadki samobójczych śmierci księży stały się dla pewnych osób okazją do stawiania diagnozy całemu polskiemu duchowieństwu, formacji kapłańskiej oraz oceny sposobu rządzenia w Kościele. Niektórzy pisali o szczególnie trudnych problemach księży diecezji tarnowskiej, która w Polsce od wielu lat ma najwięcej powołań kapłańskich. Inni powiązali ostatnie samobójcze śmierci księży z brutalnym atakiem Ruchu Palikota na duchownych i Kościół. Jeden z czytelników „Gazety Krakowskiej” pisał: „Dlaczego ksiądz nie chciał już dłużej żyć? […] Kilka dni temu po drodze – wspominał w liście do „GK” – zabrałem do samochodu młodego księdza z Radomia. Bardzo mi się żalił, że odkąd Palikot doszedł do głosu, czuje się fatalnie. Nie ma normalności, wszędzie ataki – w internecie obrzydliwe, anonimowe wpisy, że pedofile, złodzieje… […] Obelgi i wyzwiska. Po dłuższej rozmowie przyznałem mu rację” (28.4.12).
Zewnętrzny obserwator może łatwo przemienić samobójczą śmierć księdza w maczugę i uderzyć nią w tych, z którymi zmarły był związany: w jego rodzinę, przyjaciół, przełożonego, księży kolegów, parafian czy chociażby w jakiegoś polityka, który na krytyce księży usiłuje zbić polityczny kapitał. Takie oskarżenia są nie tylko uproszczeniem, ale niesprawiedliwą manipulacją i krzywdą. W obliczu samobójczej śmierci bliskiej osoby, spontanicznie rodzi się żal i poczucie winy. Bliscy odruchowo robią sobie rachunek sumienia ze sposobu traktowania tragicznie zmarłego. Niech ten ciężar wystarczy.
Tajemnica zabierana zwykle do grobu
Z danych wynika, że w 2010 roku na swoje życie targnęło się 4087 osób, w tym 3517 mężczyzn i 570 kobiet. Rzecz znamienna, że najwięcej aktów samobójczych popełniają ludzie bardzo młodzi między szesnastym a dwudziestym pierwszym rokiem życia. Jakimi motywami kieruje się samobójca w konkretnym przypadku? Czy był to świadomy wybór, postanowienie, decyzja, a może tylko jakiś tragiczny niekontrolowany i nieświadomy impuls? Któż z żyjących może to rozeznać i ocenić? Za samobójstwem – jak podkreślają psychiatrzy i psychoterapeuci – kryje się zwykle „choroba”. Z pewnością głęboka choroba duszy. Z samobójstwem związane jest odczucie ciężaru życia, depresja, lęk przed odpowiedzialnością, brak nadziei, niezmierzone cierpienie, wstyd, chore poczucie winy, bezdenna samotność, a to wszystko połączone jakąś egzystencjalną pustką i brakiem fundamentalnego oparcia w „drugim”: w człowieku i w Bogu.
Co było zasadniczym motywem samobójstwa w konkretnym przypadku? Tę tajemnicę samobójca zabiera zwykle do grobu. Samobójstwo to ostateczna intymna decyzja człowieka. Samobójcy zostawiają niekiedy listy, wyjaśnienia, ale te najczęściej nie oddają rzeczywistych powodów ich tragicznego czynu. Są szczere, a jednocześnie bardzo ogólne i zawoalowane.
Możemy domyślać się powodów, ale najczęściej nie jesteśmy w stanie dotrzeć do istoty tajemnicy. I tak winno pozostać. Nie mamy prawa osądzać zmarłych i odzierać ich z ich tajemnic. Dawny zwyczaj kościelny, który odmawiał samobójcom kościelnego pogrzebu i pochówku na poświęconej ziemi (bardzo surowy – zwłaszcza dla rodziny), nie wyrażał jednak potępienia dla osoby. Była to raczej przestroga i napiętnowanie społeczne skierowane do żyjących.
Presja niemożliwa do zniesienia
Jak widzieliśmy z przytoczonej statystyki, to mężczyźni są przede wszystkim zagrożeni ryzykiem samobójstwa. Oczywiście wszyscy mężczyźni – w tym i księża. Mężczyznom, nierzadko dumnym i twardym (co wielu umiejętnie skrywa i maskuje), trudno jest pogodzić się z własną słabością, „wewnętrznym kalectwem” czy też poniżeniem ze strony innych. Księżom, którzy bywają nieraz kreowani (do czego przyczyniają się nieraz sami) na osoby doskonałe i nieomylne, o wiele trudniej jest znosić upokorzenie i porażkę. Przed rokiem małopolska prasa opisywała przypadek samobójczej śmierci księdza dokonanej dzień po spowodowaniu wypadku samochodowego pod wpływem alkoholu. Prawdopodobnie ciężar upokorzenia i konieczność poniesienia konsekwencji okazał się zbyt wielki.