W gminach, które nie mają kanalizacji, udaje się oczyścić ok. 8 proc. wytworzonych nieczystości. To stanowczo za mało - alarmuje NIK i wskazuje, że w skali kraju oznacza to coroczne zanieczyszczenie środowiska ściekami o objętości większej niż jezioro Śniardwy.
Najwyższa Izba Kontroli ujawniła w środę raport powstały po przebadaniu, jak gminy radzą sobie z gospodarką ściekami. Ustalono, że co roku sieciami wodociągowymi dociera do mieszkańców Polski ponad 2 mld metrów sześciennych wody, z czego po zużyciu, tylko 60 proc. odprowadzane jest z powrotem do oczyszczalni ścieków. Reszta nieczystości trafia w większości prosto do środowiska.
Zbadano też, że jedynie 3,4 proc. niepodłączonych do kanalizacji nieruchomości posiada przydomowe oczyszczalnie. Pozostałe wyposażone są w zbiorniki bezodpływowe, które - jak wynika z kontroli NIK - nie są opróżniane tak często, jak trzeba.
"Wskutek braku zdecydowanych działań ze strony gmin powstała sytuacja, w której opłacało się nielegalnie wprowadzać ścieki do środowiska. Każda forma ich legalnego usuwania wiąże się bowiem z koniecznością poniesienia kosztów. Cena odebrania 1 m3 ścieków systemem kanalizacji wynosiła około 6 zł, zaś wywiezienie wozem asenizacyjnym - 12-40 zł" - wskazuje NIK.
Według Izby, żadna ze skontrolowanych gmin nie prowadziła skutecznego nadzoru nad właścicielami nieruchomości, których obowiązkiem jest wywóz nieczystości ze zbiorników bezodpływowych, a połowa gmin nie prowadziła nawet ewidencji zbiorników oraz przydomowych oczyszczalni, zaś co piąta robiła to nierzetelnie.
Z raportu wynika, że większość (71 proc.) gmin nie podejmowała żadnych działań, by wyegzekwować od mieszkańców usuwanie nieczystości zgodnie z przepisami. W co piątej - tam gdzie próbowano egzekwować - wysyłano do właścicieli jedynie wezwania do okazania umów i dowodów opłat za wywóz nieczystości.
"Jeśli już prowadzono kontrole na miejscu, to skutki tych działań były mizerne. Urzędnicy gminni lub strażnicy miejscy w przypadku ujawnienia nieprawidłowości ograniczali się zazwyczaj do pouczeń, natomiast rzadko wszczynali postępowania kończące się grzywną lub sprawą sądową" - stwierdza NIK.
Przykładowo w Zielonej Górze, gdzie w przypadku 126 nieruchomości brak było stosownych umów, a osiem budynków w ogóle nie miało instalacji do odbioru ścieków, wydano 115 pouczeń, wystawiono 10 mandatów i wszczęto jedno postępowanie sądowe.
NIK zwraca też uwagę, że wójtowie nie radzili sobie z nadzorem nad przedsiębiorcami świadczącymi usługi wywozu nieczystości. Jak podano, w 90 proc. skontrolowanych gmin firmy w ogóle nie sporządzały i nie przekazywały do urzędów wykazów umów na opróżnianie zbiorników. W większości (65 proc. gmin) odnotowano przypadki, gdy przedsiębiorcy nie dostarczali rocznych informacji o ilości odebranych nieczystości.
"W tej sytuacji urzędnikom brakowało niezbędnych informacji do rzetelnego zarządzania gospodarką ściekową na swoim terenie. Gminy np. praktycznie nie organizowały zastępczego wywozu nieczystości. Brak należytego nadzoru nad firmami potęgował więc ryzyko nielegalnego wprowadzania ścieków do środowiska" - podkreślają kontrolerzy.
Lepiej - według NIK - gminy radziły sobie za to z przygotowaniem infrastruktury do odbierania i oczyszczania ścieków. "Wszystkie podejmowały działania w celu budowy lub rozbudowy oczyszczalni. Wprawdzie tylko połowa z nich ma obecnie możliwość przyjęcia i oczyszczenia wytworzonych na swym terenie nieczystości, ale w żadnej nie stwierdzono przypadku odmowy przyjęcia ścieków przez stację zlewną. Nawet niewielkie oczyszczalnie dysponowały rezerwami przepustowości" - czytamy w raporcie.
NIK przestrzega jednak, że może się to zmienić wraz ze skuteczniejszym egzekwowaniem od właścicieli nieruchomości obowiązku wywozu nieczystości i wtedy oczyszczalnie mogą okazać się za małe.
"W tej sytuacji dobrym rozwiązaniem byłaby równoczesna rozbudowa kanalizacji na terenach miejskich oraz dofinansowanie budowy przydomowych oczyszczalni na terenach o rozproszonej zabudowie" - wskazuje NIK i podaje przykład gminy Małomice (woj. lubuskie), gdzie liczba osób nieposiadających dostępu do oczyszczalni ścieków (gminnej lub przydomowej) zmniejszyła się w ciągu dwóch lat z 63 do 14 proc.