Moi niemieccy rówieśnicy nie poszli do pierwszej spowiedzi przed Pierwszą Komunią. Katecheta tłumaczył, że dzieci jeszcze nie potrafią rozróżniać dobra od zła.
09.05.2012 11:51 GOSC.PL
„Tygodnik Powszechny” stara się przekonać swoich czytelników, że lepiej by było, gdyby odwrócić kolejność: najpierw udzielać Pierwszą Komunię św., dopiero później dopuszczać dzieci do pierwszej spowiedzi.
Właściwie to miałem dwie Pierwsze Komunie – jej (ich) kolejna rocznica przypadała wczoraj. Będąc w wieku komunijnym mieszkałem w Monachium. Z rodziną z reguły chodziliśmy do kościoła parafialnego, w którym ku naszemu zdziwieniu niemiecki proboszcz powiesił obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Od czasu do czasu uczestniczyliśmy we Mszy św. po polsku w innych świątyniach. Nie wiem, kto podjął decyzję, bym do sakramentu Eucharystii przystąpił zarówno z moimi niemieckimi koleżankami i kolegami z klasy w kościele parafialnym, jak i razem z Polakami. W każdym razie – tak właśnie się stało.
Przed przyjęciem pierwszej Komunii odbyły się oczywiście przygotowania do niej. Na katechezie w szkole o tym sakramencie mówiliśmy niewiele. Przygotowania odbywały się w mniejszych grupkach, prowadzili je wybrani rodzice. Spotykaliśmy się po lekcjach, w domu koleżanki. To były fajne zajęcia. Pamiętam, że mówiono nam, że mamy być dobrzy i się dzielić. Wspólnie piekliśmy chlebki, które zanieśliśmy później do domów. Pamiętam też drabinkę linową w ogródku, wspinanie na którą sprawiało mi ogromną trudność. Sami rozumiecie – nie jest łatwo utrzymać równowagę, gdy postawienie nóg na linowy szczebelek skutkuje załamaniem się drabinki do przodu, w wyniku czego zawisa się poziomo w powietrzu.
W weekendy i czasem wieczorami jeździłem na katechezy do Polskiej Misji Katolickiej. Tam siedzieliśmy w ławkach i uczyliśmy się z księdzem Dekalogu, Siedmiu Grzechów Głównych, Pięciu Przykazań Kościelnych. Nie wkuwając (na to był czas w domu, choć „egzamin” nie był szczególnie trudny), ale rozmawiając o nich. Po kolei przerabialiśmy wszystkie przykazania, dopytywaliśmy, co znaczy „mówić fałszywe świadectwo”, albo „cudzołożyć”.
Moi niemieccy rówieśnicy nie poszli do pierwszej spowiedzi. Katecheta tłumaczył rodzicom, że w tym wieku dzieci jeszcze nie potrafią rozróżniać dobra od zła. Moja pierwsza spowiedź odbyła się w kościele pw. św. Józefa w Monachium. Nikt nie pomagał mi w rachunku sumienia, który po wcześniejszej instrukcji przeprowadziłem samodzielnie. Dobrze wiedziałem, co w moim działaniu było dobre, a co złe, a nawet to, jakie grzechy były szczególnie żenujące.
A następnego dnia, o godz. 8 przyjąłem Pierwszą Komunię w niemieckiej parafii – w albie i z własnoręcznie wyklejoną świecą w rękach. Kilka godzin później – razem z polskimi koleżankami i kolegami, w garniturku. Nie pamiętam dobrze tego wydarzenia, chyba mocno je przeżyłem. Na pewno wiedziałem, że przyjmuję do serca Pana Jezusa, ale trudno mi dziś powiedzieć, czy rozumiałem w sensie teologicznym transsubstancjację.
Gdy czytam dziś wywody na temat szkodliwości wczesnej spowiedzi dla dziecka, że nie można budować empatii na poczuciu winy i utyskiwania nad tym, że dzieci spowiadają się z bójek z rówieśnikami, nie wiem co odpowiedzieć. Ale pamiętam, że to w niemieckiej parafii nigdy nie było kolejek do konfesjonałów.
Stefan Sękowski