W związku z serią czterech wybuchów, które w piątek raniły 27 osób w Dniepropietrowsku, na wschodzie Ukrainy, w Kijowie w trybie pilnym zwołano obrady parlamentu. Minister sprawiedliwości oświadczył, że nie ma podstaw do wprowadzenia stanu wyjątkowego.
Obawę, że wydarzenia w Dniepropietrowsku mogły być inspirowane przez władze, które dążą do ograniczenia aktywności przeciwników prezydenta Wiktora Janukowycza, wyraził opozycyjny wiceprzewodniczący Rady Najwyższej (parlamentu) Mykoła Tomenko.
Według Tomenki, deputowanego Bloku byłej premier Julii Tymoszenko, do wprowadzenia stanu wyjątkowego może nakłaniać prezydenta jego otoczenie. "Jeśli w kraju panuje wyjątkowa sytuacja, to należy zminimalizować prawa i wolności obywateli, w związku z czym prezydent może na jakiś czas wprowadzić stan wyjątkowy. Przecież jako gwarant konstytucji prezydent powinien na to wszystko zareagować" - powiedział opozycjonista.
Spekulacje te uciął ukraiński minister sprawiedliwości Ołeksandr Ławrynowycz. "Nie ma żadnych podstaw, by mówić o wprowadzeniu stanu wyjątkowego" - oświadczył w rozmowie z dziennikarzami.
Przedstawiciele opozycji oskarżyli jednocześnie rządzącą większość, która zdominowana jest przez prezydencką Partię Regionów, że wykorzystuje ona zamachy w Dniepropietrowsku, by doprowadzić do wznowienia pracy parlamentu.
Od wtorku trybunę Rady Najwyższej Ukrainy przez 24 godziny na dobę okupują deputowani opozycyjni, którzy domagają się od władz wyjaśnień w sprawie pobicia w więzieniu odbywającej karę siedmiu lat pozbawienia wolności byłej premier Tymoszenko.
Obrona byłej premier poinformowała we wtorek, że 20 kwietnia ogłosiła ona w więzieniu strajk głodowy. Sama Tymoszenko oświadczyła następnie, że została pobita przez strażników, którzy w nocy z 20 na 21 kwietnia siłą wywieźli ją z kolonii karnej do szpitala. W piątek ukraińskie media opublikowały zdjęcia byłej premier, na ciele której widnieją sińce.
W wyniku wybuchów, do których doszło w Dniepropietrowsku w piątek około południa, rany odniosło 27 osób, w tym dziewięcioro dzieci. Eksplozje nastąpiły jedna po drugiej w krótkich odstępach czasu w popularnych częściach miasta. Prokuratura potraktowała te wydarzenia jako akt terroryzmu, a prezydent Janukowycz zapowiedział, że sprawcy ataków spotkają się z "adekwatną odpowiedzią" władz.