Sudańskie samoloty zrzuciły w poniedziałek bomby na przygraniczne miasto Bentiu w Sudanie Południowym. Podczas ataku zginął chłopiec - podały światowe agencje. Południowosudańscy politycy mówią o prowokacji i ostrzegają przed eskalacją zbrojnego konfliktu.
Dwa sudańskie myśliwce zrzuciły trzy bomby, które spadły na rynek oraz w pobliżu mostu łączącego Bentiu z miastem Rubkona. Dziesięć osób zostało rannych - informuje agencja AP. Na miejsce ataku przyjechały ciężarówki z południowosudańskimi żołnierzami, którzy otworzyli ogień do samolotów. Naoczni świadkowie mówili o ogromnych słupach dymu unoszących się nad rynkiem.
"To bombardowanie jest równoznaczne z wypowiedzeniem wojny" - powiedział wicedyrektor wywiadu wojskowego w Południowym Sudanie gen. Mac Paul. Jak wyjaśnił, jego kraj przygotowuje armię do odparcia ataku (z Północy).
Sudan zdementował doniesienia o przeprowadzeniu ataku lotniczego na sąsiednie państwo.
Według AP sudańskie oddziały wojskowe naruszyły w niedzielę granicę z Sudanem Południowym, wdzierając się dziewięć kilometrów wgłąb obcego terytorium. Prezydent USA Barack Obama wezwał obie strony konfliktu do powrotu do rozmów. Również Unia Afrykańska zaapelowała o zakończenie "bezsensownych walk".
Do secesji Sudanu Południowego doszło w lipcu ubiegłego roku. Terenem spornym między dwoma sudańskimi państwami pozostaje rejon Heglig - najważniejsza strefa naftowa kraju. Dwa tygodnie temu żołnierze południowosudańscy zajęli Heglig. Podczas 10-dniowej okupacji tego terenu źródła południowosudańskie informowały o stracie 19 swoich żołnierzy i o zabiciu 240 żołnierzy Sudanu. Kilka dni temu rząd Sudanu Południowego ogłosił decyzję o wycofaniu wojsk ze spornych pól naftowych.
Przynależność Heglig do Sudanu była uznana przez wspólnotę międzynarodową, jednak dokładne granice pomiędzy dwoma Sudanami jeszcze nie zostały wytyczone.