Obecnie główny problem Nicolasa Sarkozy'ego polega na tym, że zwracając się po raz kolejny w stronę skrajnie prawicowego elektoratu, ryzykuje utratę swoich wyborców w centrum - powiedział PAP dyrektor Instytutu Nauk Politycznych w Lille, Pierre Mathiot.
Według eksperta by wygrać Sarkozy musi jednak w jakimś stopniu sięgnąć po elektorat skrajnej prawicy Marine Le Pen, która uzyskała pierwszej turze wyborów prezydenckich we Francji zaskakująco dobry wynik, zdobywając około 19 proc. głosów.
"Sarkozy jest w zasadzie w klinczu między dwiema całkowicie różnymi strategiami: skierować się ku Le Pen, czy Bayrou" - zaznaczył Mathiot. Centrysta Francois Bayrou zdobył ok. 9 proc. głosów.
Po przeliczeniu 79 proc. głosów socjalista Francois Hollande uzyskał w niedzielę 28 proc. głosów, a ubiegający się o reelekcję Sarkozy - 26,9 proc.; obaj przeszli do drugiej tury wyborów, która odbędzie się 6 maja.
Na pytanie o to, kto najbardziej zyskał politycznie, przedstawiając swój program w kampanii przed pierwszą turą, Mathiot zauważył, że głównymi zwycięzcami są Hollande i Le Pen. Według eksperta kandydat skrajnej lewicy Jean Luc-Melenchon w sumie też może cieszyć się z efektów swej kampanii, ponieważ zmobilizował sporą część wyborców, i samego wyniku - ok. 10 proc. poparcia. "Najbardziej zawiedzionymi" - zdaniem Mathiot - są Sarkozy, Bayrou i ekolożka Eva Joly.
Największym zaskoczeniem dla francuskiego politologa była natomiast, oprócz rezultatu Le Pen, wysoka frekwencja, która wyniosła ok. 80 proc.
Dyrektor Instytutu Nauk Politycznych w Lille twierdzi, że w kampanii przed drugą turą kandydaci wciąż będą skupiać się bardziej na kwestiach krajowych, ponieważ wiedzą, że ich wyborcy przede wszystkim zainteresowani są programami właśnie dotyczącymi polityki wewnętrznej.
Mathiot zwrócił uwagę, że w kampanii przed drugą turą "kwestie międzynarodowe też nie będą odgrywały roli, być może trochę sprawy europejskie, głównie dotyczące propozycji zreformowania Europy".
Ekspert jest przekonany, że zapowiedzi Sarkozy'ego dotyczące ewentualnego wyjścia z Schengen i zamrożenia składki do budżetu UE nigdy nie zostaną wprowadzone w życie. "Chodzi tu o element taktyki w kampanii wyborczej zastosowany przez Sarkozy'ego" - podkreślił. Sarkozy zagroził, że jeśli układ z Schengen nie zostanie zreformowany i wzmocniony, to Francja z niego wyjdzie. Przyrzekł też, że zamrozi wkład Francji do budżetu UE, oszczędzając w ten sposób rocznie 600 mln euro.
Pytany, jak wyobraża sobie francusko-niemiecki tandem po ewentualnej wygranej Hollande'a, Mathiot odpowiedział: "Uważam, że (kanclerz Niemiec Angela) Merkel zdaje sobie sprawę, iż Hollande może zostać wybrany i będzie utrzymywała kontakty z jego ekipą. Co prawda Merkel wywodzi się z prawicy, a Hollande z lewicy, ale wszyscy wiedzą, że w przeszłości takie prawicowo-lewicowe układy w niemiecko-francuskiej parze świetnie sobie radziły". W tym kontekście ekspert przywołał przykłady współpracy w prawicowego prezydenta Valery'ego Giscarda d'Estaing i socjaldemokratycznego kanclerza Helmuta Schmidta, socjalistę Francois Mitterranda i chadeka Helmuta Kohla.
Podkreślił ponadto, że rynki finansowe nie są specjalnie zaniepokojone, iż Hollande może dojść do władzy, "ponieważ cieszy się opinią poważnego socjalisty, a jego poglądy są bardzo bliskie obecnym przedstawicielom kół finansowych".
"Pozostaje jednak pytanie, jak Hollande spodoba się tej lewicy w lewicy (radykalnej lewicy Melenchona), jednocześnie wdrażając politykę zogniskowaną bardziej na prawo, polegającą na zmniejszeniu deficytu finansów publicznych" - zwrócił uwagę Mathiot. Politolog jest jednak zdania, że "Hollande nie zwróci się do wyborców Le Pen i zadowoli się głosami Melenchona, żeby pokonać Sarkozy'ego".
Sam prezydent mówił w piątkowym wywiadzie dla "Le Figaro", że Hollande jest zakładnikiem swoich sojuszników. "Jeśli dla Evy Joly, która ma 2 proc. w sondażach, Hollande chce poświęcić 24 reaktory atomowe, to cóż zaproponuje Jean-Lukowi Melenchenowi, który ma sześć razy więcej poparcia" - pytał ironicznie prezydent. Do roku 2025 Hollande zamierza zredukować o jedną czwartą do 50 proc. udział energii wytwarzanej we Francji przez elektrownie jądrowe, zrywając z obecną polityką Sarkozy'ego. Oznaczałoby to zamknięcie 24 z 58 działających obecnie reaktorów jądrowych.
Daniel Boy, politolog z paryskiego Ośrodka Badań Politycznych Sciences-Po powiedział PAP, że wszelkie apele kandydatów, którzy nie przeszli do drugiej tury, do swoich wyborców o głosowanie na konkretnego polityka są niezbyt skuteczne. "Mniej więcej znamy stanowisko wyborców, zanim kandydaci poradzą na kogo głosować w drugiej turze. Wiadomo na przykład, że około 50 procent elektoratu Le Pen zagłosuje w drugiej turze na Sarkozy'ego" - zauważył.
Według Boya "jedyna niespodzianka tkwi w elektoracie Bayrou, którego głosy są dość podzielone między wyborców o preferencjach prawicowych i lewicowych; nieco bardziej przechylonych jednak na lewo niż na prawo". "Jeśli w jasny i stanowczy sposób Bayrou wypowie się, żeby zagłosować np. na Sarkozy'ego, to mogłoby to poruszyć pewną część jego elektoratu" - dodał.
Ekspert zwrócił uwagę, że takie wezwania mimo wszystko w oczach wyborców "raczej nie są wiarygodne". "Kiedy w ostatnich miesiącach mówiło się o tym, jakim to Sarkozy był złym prezydentem, trudno jest całkowicie zmienić stanowisko" - zaznacza. "Należałoby może porozmawiać np. o możliwości znalezienia miejsca w parlamencie, żeby stworzyć klub parlamentarny" - dodał Boy. Wybory parlamentarne we Francji odbędą się 10 i 17 czerwca.