Wszyscy ci, którzy siedem lat temu głosowali na kard. Ratzingera z nadzieją, że jego pontyfikat będzie przejściowy, mylili się – pisze na łamach portalu Vaticaninsider Marco Tosatti.
Tosatti pisze, że Benedykt XVI działa po cichu, ale zarazem wytrwale i głęboko umacnia fundamenty Kościoła. Poświęca wiele czasu na coś, czego na pierwszy rzut oka zupełnie nie widać, a co ma duże znaczenie dla życia wspólnoty wiernych. Papież stara się – dowodzi Tosatti – nie dawać mediom okazji do krytykowania Kościoła.
Zdaniem Benedykta XVI największa siła, ale zarazem słabość Kościoła leży w diecezjach i wspólnotach lokalnych. Jan Paweł II dawał wolną rękę przewodniczącym episkopatów i nuncjuszom w dobieraniu biskupów diecezjalnych. Ufał ludziom, z którymi pracował – pisze Tosatti. Często to zaufanie było, niestety, nadużywane – dowodzi watykanista.
Styl Benedykta XVI jest zupełnie inny. Papież dokładnie zapoznaje się z dokumentami na temat kandydatów na biskupów, analizuje ich doświadczenia i ostatecznie sam podejmuje decyzję.Często nawet prosi o przedstawienie mu innych kandydatur. To praca nudna i niezbyt efektowna, narażająca papieża na samotność, ale w przyszłości Kościół będzie mu za nią wdzięczny – przekonuje Tosatti.
Samotność Benedykta XVI – zauważa Tosatti – objawia się w osłabieniu Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej. Trudno dzisiaj wskazać konkretnie jakieś osoby, które w Kurii Rzymskiej można by uznać za tzw. „ludzi papieża”. Nawet kard. Bertone nie może pretendować do miana. W czasie pontyfikatu Piusa XII byli to choćby kardynałowie Ottaviani czy Tradini. Za Pawła VI – kard. Benelli. Dziś nie ma nikogo, kto trzymałby jak oni, twardą ręką Kurię Rzymską.
Spoglądając na siedem lat zmagań Benedykta XVI i widząc, w jak dobrej kondycji przez nie przeszedł, można odnieść wrażenie, że tak naprawdę Ojciec Święty jednak nie jest sam. Być może właśnie jest on w bardzo dobrym towarzystwie – podsumowuje Tosatti.
jad/Vaticaninsider