Niemiecki kontrwywiad przypuszcza, że prowadzona przez islamskich radykałów kampania rozdawania Koranu w Niemczech finansowana jest z pieniędzy pochodzących z Arabii Saudyjskiej albo Kataru - poinformował niemiecki tygodnik "Der Spiegel".
"Sądzę, że istnieją zagraniczni sponsorzy" - powiedział "Spieglowi" szef krajowego Urzędu Ochrony Konstytucji w Dolnej Saksonii Hans-Werner Wargel. "Mamy wiedzę, że w przeszłości z Półwyspu Arabskiego płynęły pieniądze dla radykalnego ruchu salafitów w Niemczech" - dodał.
Należąca do ruchu salafitów organizacja Prawdziwa Religia, która zamierza rozdać mieszkańcom Niemiec 25 milionów bezpłatnych egzemplarzy Koranu, twierdzi tymczasem, że pieniądze na kampanię pochodzą z datków muzułmanów. Według "Spiegla" w drukarni Ebner&Spiegel z miasta Ulm zamówiono w sumie 300 tys. egzemplarzy niemieckiego przekładu świętej księgi muzułmanów, a należność w wysokości 300 tys. euro uiszczono z góry.
Rozpoczęta przed Wielkanocą kampania pod hasłem "Przeczytaj!" budzi w Niemczech spore kontrowersje. Władze obawiają się, że akcja ma służyć przede wszystkim celom propagandowym i werbowaniu zwolenników radykalnego islamskiego ruchu. Organizatorzy twierdzą zaś, że rozdając Koran chcą walczyć z uprzedzeniami wobec islamu.
W sobotę w niektórych niemieckich miastach znów stanęły stanowiska informacyjne salafitów z bezpłatnymi egzemplarzami Koranu. Według policji obyło się bez poważniejszych incydentów.
W Berlinie na Placu Poczdamskim kilka osób protestowało przeciwko kampanii "Przeczytaj!", dochodziło też do ostrzejszych dyskusji między zgromadzonymi wokół stanowiska. Ale wielu przechodniów z zainteresowaniem sięgało po bezpłatny przekład świętej księgi muzułmanów, tłumacząc najczęściej, że chcą dowiedzieć się więcej o islamie i sami wyrobić sobie zdanie na temat tej religii.
Przeczytaj też rozmowę gosc.pl z prof Chazbijewiczem Kto zapłacił rozdającym Koran