Gdy spada samolot, sprawą powinni zająć się głównie naukowcy. W przypadku tupolewa, który spadł w Smoleńsku, za wyjaśnianie wzięli się urzędnicy i politycy. I tylko oni.
Skala zaniedbań jest tak ogromna, że aż trudno uwierzyć. Głos naukowców w całym badaniu został w ogóle pominięty. Nie, nie – „pominięty” to złe słowo. Naukowcy nie mieli okazji wypowiedzieć się wcale. Być może w rosyjskim śledztwie robiono ekspertyzy, obliczenia i symulacje, ale o tym polska strona nic nie wie. Polskie władze badań nie zleciły wcale. I bynajmniej nie dlatego, że nie ma ich kto zrobić. Mamy w kraju i wyspecjalizowane ośrodki naukowe, i specjalistów, w tym takich, którzy za kompetencje doceniani są na całym świecie. To wszystko mamy, ale urzędnicy i prokuratorzy odpowiedzialni za wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej w ogóle nie są zainteresowani ich spostrzeżeniami czy wnioskami. Choć od katastrofy prezydenckiego tupolewa minęły dwa lata, tylko jeden polski instytut naukowy miał okazję przeprowadzać analizy z nią związane. Chodzi o Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa, który na zlecenie polskiej prokuratury przeprowadzał analizy kopii nagrań z czarnych skrzynek.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek