Długość przeżycia na krzyżu wahała się między 3 a 4 godzinami, ale mogła trwać do 3 dni i była odwrotnie proporcjonalna do intensywności torturowania – twierdzi prof. Władysław Sinkiewicz, kierownik Kliniki Kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 w Bydgoszczy.
Zgon w następstwie ukrzyżowania, najokrutniejszej formie zdania śmierci, był najczęściej wypadkową wielu czynników. Jednym z nich była sama pozycja ciała zawieszonego na krzyżu, uniemożliwiająca prawidłowe oddychanie – informuje prof. Sinkiewicz. Jeżeli jednak ofiara była powieszona za ręce wyciągnięte nad głową, śmierć mogła nastąpić w przeciągu niespełna godziny, zwłaszcza gdy nogi ofiary były tak przybite, że nie mogła ona użyć swych ramion do podniesienia ciała do wydechu – dodaje kardiolog.
Dla prof. Sinkiewicza wymownym świadkiem cierpienia i ukrzyżowania jest Całun Turyński. Relikwia ta odtwarza obraz okrutnej kaźni i krzyża, dając wyobrażenie, jak wielkie cierpienia przeżył skazaniec. Zidentyfikowano na nim ponad siedemset różnych śladów ran. W tym 121 głębokich ran po biczowaniu – twierdzi bydgoski kardiolog.
Jego zdaniem Jezus już przed ukrzyżowaniem był w stanie krytycznym, uwzględniając utratę krwi, silne przeżycia emocjonalne i wielkie cierpienie fizyczne. – „Jezus zmarł stosunkowo szybko, w przedziale czasu od 3 do 6 godzin po ukrzyżowaniu. Fakt, że zwiesił głowę i skonał po głośnym okrzyku, może sugerować możliwość dodatkowej nagłej przyczyny zgonu. Taką najprostszą interpretacją może być pęknięcie serca. Aczkolwiek każdy z czynników, jak wstrząs pourazowy, pokrwotoczny, ostra niewydolność oddechowo-krążeniowa, zawał serca czy groźne arytmie serca, mogły doprowadzić do szybkiego zgonu” – podkreślił profesor.
”Dla mnie jako katolika refleksja nad istotą cierpienia jest bardzo ważna., bo ono dopiero pokazuje, jaka była cena zbawienia” – zaznaczył prof. Władysław Sinkiewicz.