Gdybym stanął przed sądem i miał dowodzić prawdy swych przekonań, co przedstawiłbym jako argument?
Słowne zeznania pod przysięgą potwierdzone wydrukiem wariografu, dowody materialne, odciski palców, ślady DNA? A czy jako dowód położyłbym swoje życie? Ono, moje, jedyne i niepowtarzalne jako dowód prawdziwości słów. A tak ma się rzecz w sprawie zeznań o sprawę Jezusa z Nazaretu. Św. Piotr w narracji Dziejów Apostolskich ucieka się do terminologii sądowej, gdzie kluczowym było greckie słowo martys – „świadek”. „Jesteśmy świadkami” – zeznaje Piotr, robiąc z domu centuriona w Cezarei salę sądową. Martys w sądzie rozstrzygał o tym, co jest prawdą. Jego zeznanie miało decydować o wyroku. A co poświadcza Piotr, świadek rozprawy? Najpierw to, co podsądny Jezus zdziałał, a potem to, że został zabity, i na koniec to, że „Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Zbigniew Niemirski