Określenia wykonywanych przez kobiety zawodów, ich tytułów - "ministra", "premiera" - są językowo poprawne, ale odczuwane przez większość Polaków jako sztuczne i niezręczne. "Językowi nie da się niczego narzucić" - podkreślają członkowie Rady Języka Polskiego.
Zdaniem Rady Języka Polskiego takie formy jak "ministerka", "premierka" czy też "ministra", "premiera" są skonstruowane najzupełniej poprawnie. Rzeczownikowe nazwy żeńskie tworzy się w języku polskim za pomocą przyrostka -ka (jak nauczyciel - nauczycielka, socjolog - socjolożka) lub -ini/-yni (władca - władczyni). Końcówka -a jest wykorzystywana w przypadku nazw o charakterze przymiotnikowym, np. przewodniczący - przewodnicząca, służący - służąca, habilitowany - habilitowana. "Zastosowanie jej do tworzenia rzeczownikowych nazw zawodów nie ma tradycji w polszczyźnie, ale jej użycie w proponowanych formach typu «ministra+, «premiera+ bierze się zapewne stąd, że potencjalne formy «ministerka», «premierka», są odczuwane jako nacechowane potocznością lub wskazują na małość desygnatu, ponieważ przyrostek -ka tworzy w polszczyźnie zdrobnienia" - podkreślili językoznawcy w komunikacie rozesłanym w środę do mediów.
Rada Języka Polskiego zauważa jednak, że nazwy żeńskie utworzone elementem -a, mają swoje wady. "Po pierwsze, w niektórych wypadkach są one tożsame brzmieniowo z nazwami już istniejącymi (premiera to «pierwsze przedstawienie teatralne lub wyświetlenie filmu»), po drugie - mogą być odczuwane jako nazwy zgrubiałe («ta profesora+), po trzecie wreszcie bywają dwuznaczne w połączeniu z określeniem grzecznościowym pani: wyrażenia «pani ministra», «pani podsekretarza stanu» mogą zostać oczytane jako dzierżawcze (pani czyja? - ministra, pani czyja? - podsekretarza stanu), co pozostaje w jawnej sprzeczności z intencją osób, które chcą ich używać" - pisze Rada Języka Polskiego.
Językoznawcy przypominają, że w polszczyźnie istnieje już sposób zaakcentowania płci osoby wykonującej dany zawód, a mianowicie przez dodanie przyimka lub też odmianę wyrazów w zdaniu. Formy takie jak "ten inżynier" i "ta inżynier", "ten minister" i "ta minister", "ten psycholog" i "ta psycholog" wskazują płeć osoby, o której mowa. Można też informację o płci zawrzeć w odmianie wyrazów np. "rozmawiałem z ministrem (mężczyzną)" i "rozmawiałem z minister (kobietą)", "minister podpisał rozporządzenie" i "minister podpisała rozporządzenie".
"Formy żeńskie nazw zawodów i tytułów są systemowo dopuszczalne. Jeżeli przy większości nazw zawodów i tytułów nie są one dotąd powszechnie używane, to dlatego, że budzą negatywne reakcje większości osób mówiących po polsku. To, oczywiście, można zmienić, jeśli przekona się społeczeństwo, że formy żeńskie wspomnianych nazw są potrzebne, a ich używanie będzie świadczyć o równouprawnieniu kobiet w zakresie wykonywania zawodów i piastowania funkcji. Językowi nie da się jednak niczego narzucić, przyjęcie żadnej regulacji prawnej w tym zakresie nie spowoduje, że Polki i Polacy zaczną masowo używać form «inżyniera» bądź «inżynierka», «docentka» bądź «docenta», «ministra» bądź «ministerka», «sekretarza» stanu czy jakichkolwiek innych tego rodzaju" - podsumowują językoznawcy.
Joanna Mucha, minister sportu i turystyki, w lutym tego roku podczas rozmowy z Tomaszem Lisem powiedziała, że chciałaby, aby zwracano się do niej "pani ministro". Wypowiedź wywołała falę komentarzy, a także dyskusję na temat używania form nazw zawodów używanych przez kobiety i funkcji przez nie sprawowanych. W wielu wypadkach kobiety zabierające głos na ten temat, zwłaszcza te, które deklarują związek z feminizmem, proponowały, aby konsekwentnie używać obok męskiej - formy żeńskiej zawodu czy stanowiska, jak "psycholożka", "architektka", "ministra" czy "premiera".