Ze smutkiem i niedowierzaniem zapoznałem się z treścią, zamieszczonego w serwisie internetowym Waszego tygodnika, artykułu „Naród Śląski? Nie dajmy się zwariować”.
(Tekst kometarza red. Dziedziny)
Smutek był szczególny ponieważ prezentowane na Waszych łamach wartości były zawsze mi – i środowisku, które reprezentuję – niezmiernie bliskie. Tym razem jednak autor tekstu, Jacek Dziedzina, przekroczył wszelkie granice dziennikarskiej nierzetelności. Czuję się zatem niejako zobowiązany by jako członek Kościoła Rzymskokatolickiego z jednej strony, oraz osoba deklarująca narodowość śląską z drugiej, zabrać głos w tej sprawie.
Redaktor Dziedzina porusza głównie w swym tekście kwestie narodowości. Jednakże moją szczególną uwagę zwrócił fragment na temat separatyzmu. Według pana Dziedziny uznanie jakiegoś narodu w naturalny sposób prowadzi do separacji i separatyzmu. A przecież są dziesiątki przykładów narodów bez państwa – począwszy od Romów, skończywszy na, przywołanych przez redaktora Dziedzinę, Baskach. Wszak zdecydowana większość Basków optuje za autonomią, nie secesją, o czym świadczą choćby wyniki tamtejszych wyborów parlamentarnych czy samorządowych. Pomimo wieloletniej walki garstki buntowników z ETA, opcja niepodległościowa w dalszym ciągu w świadomości Basków znajduje się w zdecydowanej mniejszości. Przyznaję ze wstydem i żalem, że pierwszym uczuciem jakie ogarnęło moje serce po lekturze tego fragmentu był gniew. Świadomy jestem jednak tego, że w trakcie przedświątecznej spowiedzi będę musiał podzielić się tą informacją ze spowiednikiem. Interesującym jest jednak to czy redaktor Dziedzina jest świadomy, że łącząc deklarowanie narodowości śląskiej z separatyzmem, posunął się do daleko idących insynuacji i manipulacji i – w dosłownym sensie tego słowa – wypowiedział fałszywe świadectwo przeciw kilkuset tysiącom swoich bliźnich. Mam nadzieję, że gdy publicysta już to dostrzeże, będzie pamiętał również o warunkach dobrej spowiedzi i tych kilkaset tysięcy niewinnie posądzonych o separatyzm Ślązaków, doczeka się jakiejś formy zadośćuczynienia, na przykład zwykłych przeprosin na łamach Waszego portalu.
Jako prezes Pro Loquela Silesiana Towarzystwa Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy spotykam się od trzech dni ze strony naszych członków i sympatyków z pytaniami dlaczego katolicki tygodnik publikuje na łamach swego serwisu internetowego teksty służące wszczynaniu waśni na tle narodowościo-etnicznym. I – z bólem serca – nie potrafię na nie odpowiedzieć. Ból jest tym większy, że nasze stowarzyszenie aktywnie promuje nie tylko śląską mowę, ale również wartości kulturowe bliskie Ślązakom przez stulecia. Zatem – na pierwszym miejscu – wartości rodzinne i chrześcijańskie. Dowodem tego jest choćby wydany przez nasze Towarzystwo „Gōrnoślōnski ślabikŏrz”, którego ponad 20% tekstów w bezpośredni bądź pośredni sposób dotyczy kwestii religijności i wiary Górnoślązaków, czy też współpraca z Radiem eM, na antenie którego promujemy śląską mowę i kulturę, a więc również tradycyjne, chrześcijańskie wartości przekazywane na Śląsku z pokolenia na pokolenie. Każdy, kto choć raz uczestniczył w pielgrzymce do Piekarskiej Pani, pamięta, przeszywające całe ciało doznanie, towarzyszące rozbrzmiewającemu na całym kalwaryjskim wzgórzu trzykrotnemu „Szczyńś Boże!”. I od tego momentu każdy wie doskonale, że śląskość jest nierozerwalnie związana z Kościołem. Dlaczego zatem ktoś próbuje zmusić Ślązaków by wybierali: Kościół albo śląskość?
Ciekaw jestem czy gdyby pierwsi Chrześcijanie, uczniowie Chrystusa, kierowali się podobnymi motywami co redaktor Dziedzina, Słowo Boże miałoby w ogóle możliwość dotarcia do szerszego grona Samarytan, Koryntian, Efezjan czy Rzymian. Historia uczy, że zawsze ilekroć Kościół – miast krzewić wiarę – zajmował się przyziemnymi, bieżącymi sprawami, wychodził z tego osłabiony. Czy więc nie byłoby lepiej gdyby katolicki publicysta zamiast doszukiwać się separatyzmu w głowach tych, którzy czują się Ślązakami z narodowościowego punktu widzenia, wziął sobie do serca słowa Zbawiciela: „Oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a Bogu co boskie”? Wszyscy mamy wszak te same cele, dbamy o Kościół i wiarę z jednej strony i o Śląsk z drugiej! Dlaczego więc dzieli się nas na gorszych i lepszych zamiast – po chrześcijańsku – wyciągnąć rękę i współpracować dla wspólnego dobra?
Szczęść Boże,
Rafał Adamus
Rafał Adamus