Jestem członkiem narodu śląskiego

Szczęść Boże. Z ogromnym zdziwieniem przeczytałem tekst pana Jacka Dziedziny pt. „Naród śląski? Nie dajmy się zwariować” zamieszczony 23 marca br. w serwisie gosc.pl. Ze zdziwieniem, ale i ogromnym zażenowaniem odkrywałem kolejne pokłady przekazu autora – abstrahując od posługiwania się przez niego obraźliwym określeniem „Ślązakowcy” czy wpisywania pojęcia naród w odniesieniu do Ślązaków w cudzysłów – a to dlatego, że na łamach katolickiego czasopisma nie spodziewałem się nigdy zetknąć z tak ogromną dawką arogancji.

Ewidentna drwina, jak choćby w pytaniu skąd nagle wzięło się więcej Ślązaków niż w roku 2002 ma niewiele wspólnego z chrześcijańską miłością bliźniego, którą jako katolikowi zawsze mi wpajano i przypominano, aby kierować się nią w swym postępowaniu. Miłość bliźniego nie rozróżnia Polaka, Niemca, Chińczyka czy Rumuna, tak jak nie każe oceniać naszych braci przez pryzmat wyznawanych przez nich poglądów. Takie zachowanie nosiłoby bowiem znamiona pychy, a ta jak wiemy jest pierwszym grzechem głównym.

Niestety do pychy na łamach Waszego czasopisma posunął się wyżej wspomniany autor artykułu. Co więcej, posunął się do ewidentnej manipulacji, łącząc autonomizm śląski, kwestie narodowości śląskiej z baskijskim terroryzmem spod znaku ETA. Łatwo wyciągnąć z szafy politycznego trupa i pozując na znawcę tematu, posłużyć się nim, aby obrzucić błotem tego, kogo się nie lubi. Chciałbym więc przypomnieć panu Dziedzinie, że największą i historyczną partią baskijską domagającą się autonomii jest Narodowa Partia Baskijska (PNV) – partia o charakterze chrześcijańsko demokratycznym, której przedstawiciele w 1948 roku zakładali międzynarodówkę chadecką, razem z działaczami katolickimi m.in. z Niemiec, Włoch, Francji i Polski! Czemu więc ma służyć manipulacja zastosowana w artykule?

Ale nie o Basków tu chodzi. Jestem jednym z tych 809.000 którzy zadeklarowali narodowość śląską podczas spisu powszechnego. Powiem więcej – jako jeden z 360 tys podałem tylko narodowość śląską, bo taka jest moja tożsamość, i nie jest to deklaracja przeciw nikomu, ani nikomu na złość. I nie widzę powodu, aby miała ona być przez państwo polskie niezauważona. Skoro, zdaniem pana redaktora, deklarowanie określonej narodowości musi prowadzić do tworzenia państwa, to może w imię polskiej racji stanu odmówić uznania Łemkom, Karaimom, Tatarom czy Romom, których Rzeczpospolita jednak za mniejszości etniczne uznaje? Mam nadzieję, że sam pan Dziedzina uznałby takie wnioskowanie za jednak zbyt daleko posunięte. Zresztą o wątpliwym, moim zdaniem, profesjonalizmie autora świadczy posłużenie się przez niego sławetnym już cytatem prof. Marka, który do jednego worka, w jednym zdaniu wrzucił Bismarcka, Śląsk Cieszyński i zabory. Od profesjonalnego publicysty można by oczekiwać jednak unikania dość ryzykownych i łatwo podważalnych poglądów. Tym bardziej, że ich celem ma być zdyskredytowanie określonej, wcale nie niewielkiej, grupy społecznej. Dlatego tym bardziej nie życzę sobie, aby pod moim adresem używano określeń „całe to towarzystwo” – czy takie słowa przystoją katolickiemu publicyście na łamach katolickiego periodyku? I co ma oznaczać owo stanowcze „Tu jest Polska”. Czy ten fakt dla samego autora jest tak wątpliwy, że musi go ogłaszać wszem i wobec, kończąc swój felieton? A może chodziło mu o pogrożenie palcem – niech ślązakowskie towarzystwo nie podskakuje, bo zawsze może oberwać?

Zastanawia mnie natomiast wymowa innego tekstu, jaki ukazał się na Waszych łamach. Franciszek Kucharczak w felietonie „Kto się boi śląskiego luda” pisze, że Ślązacy z pewnością uznają za swoją Panią Jasnogórską, Królową Polski. Oczywiście, że tak, i co w tym dziwnego? Czy Madonna, Królowa Polski, nie może być królową również tych Ślązaków, którzy w rubryce narodowość zaznaczyli „śląska”? Albo cytat z papieżem – Ślązacy za swego rodaka uznają Jana Pawła II. Przypomnę tylko panu redaktorowi słynny na Śląsku dowcip, kiedy głową kościoła został kardynał Ratzinger. Co wtedy miał powiedzieć stary Ślązak? „Zaś nom naszego na papieża wybrali”.

To pewnie dowcip, ale najlepiej chyba oddaje charakter Ślązaków i tego, co rozumie się przez śląskość.
Jestem Ślązakiem, mieszkam w Katowicach, pochodzę z rodziny gdzie tradycje śląskie zawsze przeplatały się z gorliwym katolicyzmem. Ale katolicyzm to coś znacznie istotniejszego niż przywiązanie do ziemskich wartości. Choć starsze pokolenie nakazywało pokorę i nadstawianie policzka, wiem, że nie zawsze to łatwe, a w obecnych czasach wręcz niemodne. Zdaję sobie sprawę także ze swych słabości, ale nie pozwolę, aby ktokolwiek oceniał mnie i ludzi z którymi dzielę tożsamość etniczną i przeświadczenie o tym, że jestem członkiem narodu śląskiego (bez cudzysłowu) przez pryzmat wyznawanych poglądów i poczucia przynależności do określonej grupy. Takie zachowania kłócą się bowiem z koncepcją powszechnego kościoła katolickiego, którego głową jest Jezus Chrystus i który powołany jest do działania wśród całej ludzkości, obejmując swą działalnością wszystkich ludzi, niezależnie od ich płci, stanu, majątku, narodowości, czy popełnionych grzechów.

Kończąc, przyznaję że w jednym zgadzam się z panem Kucharczakiem – faktycznie, wmawianie intencji i kreowanie się przez wielu na ekspertów w sprawach secesjonizmu,  może rozjuszyć. Tylko czy to akurat są tematy do stawiania stanowczych sądów w prasie katolickiej, czyli powszechnej?

Z Panem Bogiem,

Bartłomiej Świderek

 

Przeczytaj komentarze Naród śląski? Nie dajmy się zwariować  i  Kto się boi śląskiego luda

« 1 »

Bartłomiej Świderek