46-latek z okolic Andrespola, podejrzany o uprowadzenie w poniedziałek w Łodzi 11-letniej Julii, usłyszał w czwartek prokuratorskie zarzuty. Trwa jego przesłuchanie w charakterze podejrzanego.
Mężczyzna został w czwartkowe popołudnie przewieziony na przesłuchanie do Prokuratury Rejonowej Łódź-Górna. "Podejrzany usłyszał zarzuty, ale na razie nie udzielamy informacji, jakie konkretnie mu przedstawiono" - powiedział PAP rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
Zaznaczył, że podejrzany jest obecnie przesłuchiwany; prokuratura ma przekazać więcej informacji po zakończeniu czynności z jego udziałem.
Według wcześniejszych zapowiedzi śledczych mężczyzna miał usłyszeć co najmniej zarzut pozbawienia wolności dziewczynki. Grozi za to kara do pięciu lat więzienia. Prokuratura jednak nie wykluczała od początku możliwości zaostrzenia kwalifikacji prawnej, ale nie zdradzała szczegółów.
46-letni mieszkaniec gminy Andrespol został zatrzymany w środę po południu w wyniku policyjnej obławy; ukrywał się w lesie k. Andrespola, gdzie wytropił go policyjny pies.
Mężczyzna był wcześniej notowany. Policja nie chce jednak ujawniać, za jakie przestępstwa. Podczas zatrzymania zachowywał się spokojnie, ale - zdaniem funkcjonariuszy - nienaturalnie. W miejscu jego zamieszkania znaleziono samochód, granatowego opla vectrę, którym miał przez kilka godzin wozić dziewczynkę. W aucie zabezpieczono ślady kryminalistyczne do badań porównawczych; także od mężczyzny pobrano próbki do badań, m.in. DNA.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, mężczyzna został już okazany świadkom, którzy w poniedziałek pomagali wypchnąć samochód, w którym przetrzymywana była dziewczynka, i zgłosili się na policję.
Według policji 46-latek uciekł do lesie k. Andrespola już w nocy z wtorku na środę. Policjanci nie wykluczają, że ukrywał się tam, ponieważ zdawał sobie sprawę, że wokół niego "robiło się gorąco". Śledczy przyznają, że w sprawie pomogły liczne sygnały otrzymane od mieszkańców Łodzi i okolic.
Dzień po uprowadzeniu dziewczynka została przesłuchana przez sąd w obecności psychologa i z udziałem prokuratora. Śledczy - ze względu na dobro dziecka - nie informują o szczegółach zeznań dziewczynki, dotyczących samego przebiegu zdarzenia.
Do uprowadzenia 11-latki doszło w poniedziałek po południu. Kiedy Julia wraz z koleżankami bawiła się w pobliżu swojego miejsca zamieszkania przy ul. Naruszewicza, podszedł do nich mężczyzna, który poprosił o pomoc w szukaniu psa. Julia odeszła z nieznajomym. Okazało się, że dziewczynka wsiadła z nim do samochodu. Porywacz woził ją przez kilka godzin. W rejonie Centrum Zdrowia Matki Polki samochód prawdopodobnie się zakopał; wtedy znalazły się osoby, który pomagały wypchnąć auto.
Po kilku godzinach, wieczorem, sprawca wypuścił dziewczynkę na osiedlu, na którym mieszka. Według prokuratury badania lekarskie wykazały, że 11-latka nie doznała obrażeń fizycznych.
Szef miejskiej policji powołał specjalną grupę, której zadaniem było wyjaśnienie okoliczności tej sprawy, a komendant wojewódzki policji w Łodzi wyznaczył 3 tys. zł nagrody za wskazanie sprawcy uprowadzenia.