TV i rzeczywistość to nie to samo

Media dają przekaz o świecie bardziej przez nie wykreowanym, niż rzeczywistym - uważa ks. dr Andrzej Jędrzejewski, specjalista katolickiej nauki społecznej. - Dlatego coraz bardziej możemy czuć się jak w Matriksie - stwierdził felietonista Radia Plus Radom i portalu jezuickiego Deon.pl, który ocenił relacjonowane przez media m.in. ostatni marsz feministek, czy Światowe Dni Młodzieży w Madrycie.

Ks. Jędrzejewski przypomniał, że media "postarały się uczynić nas świadkami doniosłego wydarzenia, jakim była tzw. Wielka Manifa". - W rzeczywistości "wielka" tylko z nazwy, bo i w liczbach uczestników i w prezentowanych hasłach bardzo mało znacząca. Nawet Piotr Pacewicz z "Wyborczej" przyznał, że "ludzi jak zwykle niedużo" (zapewne w każdym warszawskim kościele było w tym czasie więcej modlących się kobiet, niż feministek niosących hasło "więcej zdrowia niż zdrowasiek"). Hasła w tym roku głównie antykościelne - często agresywne, fałszywe, ale bardzo już zużyte, zwyczajnie nic nowego i godnego zainteresowania, a mimo to w wiadomościach i publicystyce głównych mediów przez kilka dni Manifa należała do głównych tematów. Dla porównania - kilku, czasem kilkunastokrotnie większe manifestacje upominające się o prawa widzów TV Trwam przez wspomniane media zostały ledwie co zauważone - powiedział opiekun Akcji Katolickiej w diecezji radomskiej.

Ks. Jędrzejewski stwierdził, że "ludzie żyjący w świecie realnym, coraz częściej nie kryją zdziwienia i oburzenia, gdy widzą telewizyjny przekaz całkowicie rozmijający się z ich doświadczeniem". Tak było z uczestnikami Światowych Dni Młodych w Hiszpanii, którzy - jak mówił kapłan - nie mogli uwierzyć, że w polskich telewizjach mówiono głównie o marginalnych protestach wobec papieża i Kościoła, a nie o wielkim święcie z udziałem 1,5 miliona młodych chrześcijan. - Tak było z uczestnikami wielkiej patriotycznej manifestacji 11 listopada ubiegłego roku w Warszawie, której w mainstreamowych mediach zobaczyć się nie dało, bo ważna była tylko lewacka antifa i wojujący z nią i z policją chuligani. Właściwie codziennie wydarzenia nic nie znaczące, jak Manifa czy skandaliczny happening Palikota w Dniu Kobiet, urastają do rangi bardzo ważnych wydarzeń, tylko dlatego, że są poprawne ideologicznie i politycznie, zaś często niezauważone pozostają wydarzenia i sprawy rzeczywiście istotne - zauważył specjalista katolickiej nauki społecznej.

Ks. Jędrzejewskiemu w tegorocznej Manifie jedna rzecz się jednak spodobała - porównanie powiązania Kościoła i państwa do pępowiny. - Odwrotny jednak widzę kierunek tego związania. Organizmem macierzyńskim, karmiącym jest Kościół, nie państwo - początki państwa polskiego wiążą się z Kościołem i z przyjęciem chrześcijaństwa. Gdy w 1966 r. przeżywaliśmy wielkie millenium, Gomułka próbował przecinać tę pępowinę, organizując uroczystości konkurencyjne do tych, które zorganizował Kościół pod przewodnictwem Prymasa Wyszyńskiego i była to wielka porażka komunistycznego przywódcy - podkreślił ks. Jędrzejewski. Dodał, że religia katolicka i polski Kościół wraz polską kulturą to także decydujący czynnik, który pozwolił rozdartemu przez zaborców narodowi zachować jedność i odzyskać państwo po 123 latach niewoli. Stwierdził, że każdy uczciwy człowiek przyzna również, że w wyzwoleniu z komunizmu i narodzeniu się dzisiejszego, demokratycznego państwa, rola Kościoła, z prymasem Wyszyńskim i Janem Pawłem II była ogromna, jeśli nie decydująca.

- To nie państwo polskie rodzi Kościół, natomiast rola Kościoła przy rodzeniu i odradzaniu się państwa polskiego jest nie do przecenienia. Bez uwzględnienia tego faktu, porównanie relacji między państwem i Kościołem w Polsce do pępowiny staje się zafałszowane i przewrotne. Oczywiście, przecięcie pępowiny jest potrzebne, bo Kościół i państwo powinny być niezależnymi organizmami. I z całą pewnością jest ono w Polsce dokonane. Nie oznacza ono jednak i nie powinno oznaczać całkowitego zerwania związków (czyli rozdziału Kościoła i państwa) tak jak dorosłe dzieci nie zrywają związku z rodzicami, choć pępowina dawno przecięta. Dlatego Kościół, odrzucając postulowany przez lewicowe środowiska rozdział Kościoła i państwa, opowiada się za innym modelem, określanym jako autonomia i niezależność tych instytucji przy jednoczesnym współdziałaniu dla dobra człowieka i dobra wspólnego. Autonomia i niezależność to co innego, niż rozdział, w którym nie ma miejsca na wspólne działania Kościoła i państwa czy na religijną motywację w działaniach publicznych. Polem współpracy Kościoła i państwa mogą być m.in. kultura, edukacja i wychowanie, działalność charytatywna, rozwój życia społecznego przez wspieranie różnych stowarzyszeń, wolontariatu itp. i taka współpraca ma miejsce także w Polsce. W ramach tej współpracy, Państwo wspomaga Kościół, ale też Kościół - według szacunków zawartych w raporcie KAI - wspiera państwo w realizacji różnych zadań społecznych, edukacyjnych, charytatywnych i kulturalnych, na kilka miliardów złotych rocznie - przypomniał ks. Jędrzejewski.

« 1 »