Im bardziej proboszcz czuje, że kościół jest jego (domem, skarbem, świętością, oczkiem w głowie itd.), tym żywszy rezonans budzi to w parafianach.
Wróciłem ze strychu kościoła. Mężczyźni układają podest, by organmistrze mieli gdzie rozłożyć piszczałki w czasie remontu. Jak to się zmieniło w tej parafii! Przed laty do każdej jakiejś tam roboty musiałem ludzi szukać, prosić, po wsi chodzić. Jakoś było, ale nieraz ręce opadały. Teraz jest inaczej. I nie proboszcz za parafianami chodzi, ale parafianie proboszcza wciągają w kolejne sprawy. Teraz? To już ładnych ileś lat. I swoje pieniądze, które stają się parafialnymi, z pełnym zaufaniem mi powierzają. Duże sumy przeszły przez moje ręce. Nie tylko te „koszyczkowe”, tych po prawdzie jest mało. Ale te „inwestycyjne”, składane na konkretne cele, są spore. Dzięki temu wyciągnęliśmy trochę z unijnych funduszy. Ostatnio znowu podpisałem umowę z Urzędem Marszałkowskim. Na remont szopki. A ciekawą mamy szopkę. Na organy musimy sami nazbierać – nie są zabytkowe, nasz kłopot. Nie martwię się. Wiem, że zapłacę. To znaczy – parafia zapłaci.
Ludzie wiedzą, że to ich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Tomasz Horak