Wiersze Brzechwy uczą nietolerancji wobec Inności. I utrwalają stereotypy.
12.03.2012 11:44 GOSC.PL
Calineczka musi przypiąć sobie skrzydła swego męża, by ją zaakceptował, a Małej Syrence nawet obcięcie języka nie pomaga – wyjaśnia ze zgrozą socjolog dr. hab. Joanna Mizielińska w „Gazecie Wyborczej”. Chłopcy wzorują się na rycerzach i księciach, którzy przeżywają wspaniałe przygody, dziewczynki na uległych księżniczkach, które wymagają nieustającej troski. Tradycyjne baśnie umieszczają dzieci w ramach płciowych, w których cierpią. Bo chłopcy nie mogą się malować a dziewczynki jeździć na traktorze.
A to prowadzi do tragedii. – Miałam znajomą, bardzo aktywną i wyzwoloną kobietę. Po pracy zawsze miała mnóstwo zajęć: tańce, jogę, języki. Zanim wyższa za mąż, jej partnerowi to nie przeszkadzało. Ale po ślubie nagle się okazało, że on chce, żeby żona czekała na niego w domu. I małżeństwo w końcu się rozpadło – mówi ekspertka od ideologii gender. Mówiąca po chińsku joginka miała rację: niech sobie chłop nie wyobraża, że po ślubie cokolwiek w życiu się zmieni. W końcu nadal mogą spotykać się na randkach, a w czasie gdy ona będzie na spotkaniu z hinduskim guru, on może jak do tej pory grać na konsoli albo malować figurki elfów i krasnoludów. O dziecku niech nawet nie wspomina – w natłoku mnóstwa koniecznych zajęć po pracy zajmowanie się potomstwem jest zwyczajną stratą czasu.
Winę za to ponoszą Calineczka i Kopciuszek. Na odstrzał powinna pójść także wytwory naszej rodzimej polskiej poezji i prozy. W pierwszej kolejności – wiersze Jana Brzechwy. Ten będący niegdyś w awangardzie postępu literat popełnił w życiu wiele pożałowania godnych dzieł. Takie na przykład „ZOO” to zbiór stereotypów na temat różnych zwierząt. Najgorzej potraktowany został „Dzik”, przedstawiony jako „dziki” i „zły”. Tymczasem nie wszystkie dziki są złe i nie wszystkich należy się obawiać, a już na pewno nie przed wszystkimi uciekać. Przykładowo ten występujący w reklamie jednej z zupek błyskawicznych jest bardzo kulturalny i pomocny.
„ZOO” blednie jednak przy „Kaczce Dziwaczce”, która uczy nietolerancji wobec Inności. Zamiast trzymać się rzeczki, czyli utartych schematów, robiła piesze wycieczki, wystawiając na próbę skostniałą społeczność filistrów i sklepikarzy. Znosząc jajka na twardo broniła swoich praw reprodukcyjnych. Ciemnogrodowi jej ekstrawagancje („czesała się wykałaczką”, „miała czubek z kokardą”) przeszkadzały do tego stopnia, że dopuścił się na niej okrutnej zbrodni. Tę opowieść można byłoby wykorzystać w celach prop… znaczy się, dydaktycznych, niestety podmiot liryczny zbagatelizował bohaterską śmierć drobiu i wręcz pochwalił mordercę („aż wreszcie znalazł się kupiec, na obiad można ją upiec”).
Zamiast czytać Brzechwę należałoby zainteresować dziecko bajką o dwóch homo-pingwinach, które w jednym z amerykańskich ogrodów zoologicznych wysiedziały wspólnie jajko. A że jeden z nich, niczym wyposzczony więzień, zainteresował się pingwinicą, gdy tylko dołączyła do ich wybiegu? Niestety rzeczywistość nie zawsze pasuje do wyobrażeń. Ale od czego są bajki…
Stefan Sękowski