Kościół zawsze chce porozumienia, nawet wtedy, gdy trzeba czynić ustępstwa – pisał prymas Stefan Wyszyński o porozumieniu, jakie episkopat zawarł z komunistycznym reżimem 14 kwietnia 1950 r.
Był to pierwszy taki dokument podpisany przez Kościół z komunistami. Został nieufnie przyjęty przez Stolicę Apostolską. Nie było także jednomyślności w polskim episkopacie – zdecydowanym przeciwnikiem takiego porozumienia był m.in. kard. Adam Stefan Sapieha. Jego zdaniem, cena była zbyt wysoka. Komuniści, oferując iluzoryczne gwarancje minimum swobód religijnych, zmusili episkopat do zobowiązania się m.in. do nauczania wiernych poszanowania prawa i władzy państwowej, akceptacji tworzenia kołchozów, potępienia działalności konspiracyjnej i karania duchownych, którzy ją wspierają, a także do złożenia deklaracji, że Kościół będzie przeciwstawiał się zwłaszcza nadużywaniu uczuć religijnych w celach antypaństwowych. Jednocześnie władza rozpoczęła kampanię propagandową, w której akcentowano wątki porozumienia, mogące świadczyć o rzekomej lojalności hierarchii duchownej wobec reżimu. Arcybiskup Wyszyński był zdania, że porozumienie może zagwarantować Kościołowi możliwość sprawowania posługi kapłańskiej, a duchownych uchronić przed represjami. Podkreślał: Życie polskie powinno nam być drogie i święte. Nie wolno go niepotrzebnie narażać. Krwią polską nie wolno szafować w bezcelowych rozgrywkach. Naród musi pozostać silny, żywotny, zdolny do urzeczywistnienia tego, co jutro ma stanowić jego wielkość. Dlatego pisał: Nie byłem koniunkturalny, nie politykowałem, nie stawiałem „na przetrwanie”. Wierzyłem, że ułożenie stosunków jest konieczne, podobnie jak nieunikniony jest fakt współistnienia Narodu o światopoglądzie katolickim z materializmem upaństwowionym (…).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Filip Musiał