25 przywódców krajów UE, w tym Donald Tusk, podpisało w piątek w Brukseli nowy traktat międzyrządowy, tzw. pakt fiskalny. Wymusza on więcej dyscypliny w finansach publicznych, zwłaszcza w państwach eurolandu, ustanawiając nowe, bardziej automatyczne sankcje.
Dokument pod nazwą "Traktat o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w Unii Gospodarczej i Monetarnej" został sfinalizowany na szczycie w Brukseli 30 stycznia, po rekordowo krótkich, dwumiesięcznych negocjacjach.
O przyjęcie traktatu, który ma zapobiec zadłużaniu państw euro w przyszłości, zabiegał Berlin, czyli kraj, który ponosi największe koszty ratowania państw pogrążonych w kryzysie zadłużenia, z Grecją na czele. Pakt przewiduje tzw. złotą regułę, według której roczny deficyt strukturalny nie może przekroczyć 0,5 proc. nominalnego PKB. Kraje będą musiały ją wdrożyć do prawa narodowego, najlepiej konstytucji.
"To dowód, że wyciągamy lekcje z kryzysu i rozumiemy sygnały (wysyłane przez rynki finansowe)" - powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel podczas ceremonii podpisania. "Chcemy przyszłości w Europie politycznie zjednoczonej" - dodała.
Traktat podpisali przywódcy 25 krajów UE. Zabrakło podpisów dwóch państw UE: Wielkiej Brytanii (która ma traktatowe wykluczenie z obowiązku wejścia do euro) i Czech.
"Fakt, że traktat podpisuje 25 z 27 państw jest deklaracją, że euro to waluta całej UE" - powiedział przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso. Ale ani Barroso, ani przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy nie podpisali dokumentu. Nie jest to bowiem traktat unijny, całej wspólnoty, ale traktat międzyrządowy. Zmianę traktatu UE zawetował w grudniu Londyn.
Pakt fiskalny przewiduje jednak rolę dla Komisji Europejskiej oraz Trybunału Sprawiedliwości UE. To KE będzie kontrolować wdrażanie nowych zasad fiskalnych, a Trybunał orzekać kary finansowe dla państw, które nie wdrożą reguły wydatkowej. Kary w wysokości do 0,1 proc. PKB kraju zasilą przyszły fundusz ratunkowy dla eurolandu EMS.
Międzyrządowy traktat ma wejść w życie 1 stycznia 2013 r., jeśli do tego czasu będzie ratyfikowany przez 12 z 17 państw strefy euro.
Przed państwami UE teraz trudna procedura ratyfikacji. Na razie tylko jeden kraj - Irlandia - zapowiedział w tej sprawie referendum.
Ta ogłoszona we wtorek przez premiera Irlandii wiadomość zaskoczyła parterów w UE. To bowiem na wniosek m.in. Dublina Niemcy ustąpiły w sprawie zapisu w traktacie, by nowa reguła wydatkowa była koniecznie zakotwiczona w konstytucji narodowej - wystarczy w prawie narodowym.
Tymczasem wszyscy jeszcze mają w pamięci kłopoty z referendami w Irlandii ws. unijnych traktatów, w tym po raz ostatni w 2008 roku, kiedy Irlandczycy odrzucili w referendum Traktat z Lizbony. Traktat przyjęli dopiero w drugim referendum w 2009 roku, po uzyskaniu dodatkowych gwarancji. Tym razem Dublin ma dodatkowy bodziec, by przyjąć traktat. Jest w nim bowiem zapis - wymuszony przez Niemcy - że tylko kraje, które ratyfikują nowy traktat, będą mieć prawo do korzystania z funduszu ratunkowego strefy euro. Tymczasem Irlandia, obok Grecji i Portugalii, korzysta z niego od 2010 roku (w sumie 85 mld euro, ostatnia rata w tym roku), gdy jej gospodarka załamała się z powodu kryzysu finansowego.
Wejście w życie traktatu mogą też skomplikować kwietniowo-majowe wybory prezydenckie we Francji. Główny faworyt w tych wyborach socjalista Francois Hollande zapowiadał, że chce renegocjować umowę, jeśli wygra z rządzącym obecnie Nicolasem Sarkozym.
Polska podczas negocjacji nad nowym traktatem zabiegała, by nie był on pretekstem do dalszego pogłębiania podziałów w UE między strefą euro a państwami poza nią. Zgodnie z polskimi postulatami traktat nie przewiduje budowy jakieś nowej instytucji wokół strefy euro, ale sankcjonuje szczyty "17". Mają się one odbywać przynajmniej dwa razy w roku pod przewodnictwem wybranego w czwartek przewodniczącego tych szczytów Hermana Van Rompuya.
Zgodnie z osiągniętym kompromisem ws. zapisów o zarządzaniu eurolandem i szczytach euro - czyli kwestii, które budziły najwięcej sporów między Francją i Polską - zdecydowano, że kraje spoza eurostrefy, które ratyfikują nowy traktat, powinny przynajmniej raz w roku uczestniczyć w szczytach dotyczących konkurencyjności oraz zmian w architekturze strefy euro, a także, jeśli to wskazane, w sprawie wdrażania traktatu.
Polska, jak i inne kraje spoza euro, nie mając wspólnej waluty, nie mogły zablokować przyjęcia nowej umowy, ale też nie muszą wdrażać jej postanowień, nawet jeśli ratyfikują traktat, póki nie przystąpią do strefy euro. Chyba że, jak precyzuje umowa, "wyrażą intencję, że chcą wcześniej być zobligowane postanowieniami umowy lub jej poszczególnymi elementami".
Ale minister finansów Jacek Rostowski już w grudniu zapowiedział, że Polska nie planuje wcześniejszego, przed wejściem do strefy euro, przyjęcia tych zasad. Powtórzył to na szczycie 30 stycznia, kiedy sfinalizowano porozumienie ws. traktatu.