Rick Santorum stwierdził, że kiedy czyta przemówienie Kennedy'ego z 12 wrześnie 1960 roku o rozdziale Kościoła od państwa, ma odruch wymiotny. Może słono zapłacić za uderzenie w jednego z najpopularniejszych prezydentów USA - twierdzą komentatorzy.
Jeszcze w październiku w Kolegium św. Marii Magdaleny w New Hampshire Rick Santorum mówił, że kiedy na początku swojej politycznej kariery czytał przemówienie Johna F. Kennedy'ego, miał odruchy wymiotne. Co właściwie tak bardzo "zaszkodziło" republikańskiemu ex-senatorowi?
Warto przypomnieć, że Kennedy w 1960 roku, sam będąc katolikiem, przemawiał do wyborców-baptystów. Uspokajał, że jego wyznanie nie będzie wpływało na styl prowadzenia polityki. Mówił dość ostro, że wierzy w Amerykę, w której istnieje całkowity rozdział Kościoła i państwa. Ten rozdział miał się objawiać tym, że żaden duchowny - katolicki, protestancki, żydowski - czy jakikolwiek inny - nie będzie dyktował amerykańskiemu prezydentowi, jak ma sprawować władzę. Tłumaczył, że rzeczywiste problemy Ameryki w 1960 roku nie są problemami stricte religijnymi. Bieda, głód, ciemnota, rozpacz - one nie znają podziałów religijnych - argumentował Kennedy. Dodał, że wierzy w Amerykę, w której poglądy religijne prezydenta czy innego urzędnika państwowego są jego prywatną sprawą.
Santorum nie akceptuje tego stylu myślenia. Mówił to w New Hampshire, a teraz powtórzył w wywiadzie dla telewizji NBC, broniąc swojego stanowiska. Wyjaśniał, że rozumie przemówienie Kennedy'ego w kontekście Pierwszej Poprawki do Konstytucji USA. W myśl tego zapisu rząd amerykański nie może tworzyć praw odnoszących się do którejkolwiek religii, ale nie może też ograniczać praktykowania religii. Santorum tłumaczył, że Kennedy jako pierwszy zaznaczał, iż obnoszenie się z wiarą nie jest wskazane w działalności publicznej i że on będzie te dwie sfery rozgraniczał - pisze The Boston Globe.
Jednak jak zauważył Santorum, wielkie ruchy społeczne opowiadające się po stronie zniesienia niewolnictwa czy obronie praw człowieka, były rozpoczynane przez ludzi wiary. Stąd też - jak pisze The Boston Globe - nie można rozgraniczać tak radykalnie wiary i polityki. "W jakim kraju my żyjemy, skoro mówimy, że tylko ludzie niewierzący mają prawo włączać się w politykę" - cytuje bostońska gazeta.
"Gazeta Wyborcza" zwraca uwagę, że uderzenie w Kennedy'ego może drogo kosztować Ricka Santorum. Kennedy jest bowiem od 1963 roku, kiedy został zamordowany, niekwestionowanym bohaterem i legendą w Ameryce.
jad/The Boston Globe