„Musimy maksymalnie wyeliminować ciężką pracę”. To dopiero postulat!!!
27.02.2012 13:00 GOSC.PL
O, jakże szlachetny postulat przeczytałem w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”. Gazeta ma u mnie wielkiego plusa. Dlaczego? A dlatego: „Człowiek nie może ciężko pracować”. To tytuł wywiadu z prof. Danutą Koradecką. Niech ktoś powie, że się nie zgadza, to nie uwierzę.
Musimy maksymalnie wyeliminować ciężką fizyczną pracę – postuluje pani profesor. Nie ma innego wyjścia, skoro mamy pracować do 67. roku życia, a kto wie, może nawet dłużej. Czemu nie.
Ciężka praca przynosi mizerne efekty – argumentuje prof. Koradecka. Zaledwie 10 procent wytwarzanej przez nas energii zmienia się w efekt pracy. Większość zostaje zamieniona w bezużyteczne ciepło. Innymi słowy spływa po plecach umęczonych pracowników, zamiast obracać się w konkretne wytwarzane przez nich dobro.
Jak mówi pani profesor, badania pokazują, że dziś na emeryturę z powodu złego stanu zdrowia przechodzi co druga osoba. Pozostali starsi pracownicy są wypychani z rynku przez pracodawców.
Czas zatem, drodzy ludzie pracy, zacząć się oszczędzać. Tak, bo inaczej wyższy wiek emerytalny nie będzie miał komu przynieść spodziewanych cudownych efektów. Żadnych stresów, jak najmniej wysiłku i przede wszystkim zdrowy tryb życia. Pewnie, w takich warunkach można pracować do setki, może nawet do dwóch ;) Kto wie.
Byłoby super, gdyby dało się faktycznie wypełnić wszystkie postulaty pani profesor. Gdyby w pracy panowała domowa atmosfera, a ludzie solidarnie zmieniali się przy najcięższych obowiązkach.
To naprawdę piękna wizja, ale czy naprawdę realna? Wiele na pewno można zrobić i zasadniczo ze wszystkim, o czym mówi prof. Koradecka, wypada się zgodzić. Sęk w tym, że wiele z tych rzeczy nie zależy absolutnie od przeciętnego pracownika. Nawet, gdyby chciał wziąć sprawy w swoje ręce i przejść na swoje, to i tak pewnie umarłby ze stresu albo ze zgryzoty, gdyby musiał wręczyć którąś kolejną łapówkę, żeby uruchomić własny biznes (O tym też w „Rzeczpospolitej” i w komentarzu Stefana Sękowskiego).
Wygląda na to, że jeżeli nie na wysiłek fizyczny, to na stres związany z pracą jesteśmy niestety skazani. Co zrobić, żeby jakoś to wszystko przeżyć?
Myślę, że na początek warto zmienić swoje podejście do pracy na nieco bardziej... papieskie. Po pierwsze, warto pamiętać, że nie żyjemy po to, by pracować, zaharowywać się od rana do nocy bez większego sensu. Praca jest środkiem do życia i sposobem na rozwijanie samych siebie. Tak przynajmniej tłumaczył to Jan Paweł II chociażby w „Laborem excercens”. To jedna sprawa.
Druga jest taka, że byłoby dobrze na początek dojść do takiej sytuacji, kiedy po wyjściu z pracy, faktycznie zostawiamy ją za sobą. Wracamy do domu i żyjemy własnym życiem. Czasem nawet to nie jest łatwe. W tym przypadku warto zastosować przynajmniej elementarne minimum – czyli jeden dzień w tygodniu bez pracy. Już mądrość judaizmu podpowiadała człowiekowi, że chociaż raz na tydzień musi dać sobie spokój z robotą. Chrześcijaństwo tę intuicję podjęło i rozwinęło. Dlatego, człowieku, jeśli naprawdę wierzysz, że uda ci się jakoś dożyć do emerytury i że pierwszego dnia w tym błogim stanie nie padniesz z wycieńczenia, to przynajmniej w niedzielę siądź na kanapie z rodziną, zjedz dobry obiad, obejrzyj coś w telewizji, przeczytaj książkę, albo wyjdź na dwór i biegaj, skacz, goń psa, idź na rower. Rób cokolwiek, tylko nie pracuj, bo na dłuższą metę tak się nie da.
Jan Drzymała