Ważne w życiu każdego człowieka, ważne dla tworzenia ludzkich więzów jest poczucie i przekonanie, że są sytuacje, gdy coś „trzeba”.
Mróz był siarczysty. Pewnie i dobrze, bo pozwolił dokładniej dostrzec to, co najważniejsze. Trzeba było pojechać na pogrzeb. No właśnie – trzeba i tyle. Dla księdza pogrzeb – cóż, sprawa zawodowa. Ale tym razem umarła młodziutka siostra naszego kolegi, proboszcza sąsiedniej parafii. Drugi sąsiad, młody proboszcz, gdy zadzwonił z wiadomością, użył słowa „trzeba”. Ważne w życiu każdego człowieka, ważne dla tworzenia ludzkich więzów – na jakiejkolwiek płaszczyźnie – jest poczucie i przekonanie, że są sytuacje, gdy coś „trzeba”. Wewnętrzny imperatyw, nakaz, którego nie trzeba uzasadniać ani wobec innych, ani wobec siebie. Od wieków dzięki temu poczuciu wewnętrznego obowiązku mogły istnieć i funkcjonować państwa i armie, Kościół i zakony. Ale także miasta iwsie, a w nich rodziny i rody. W skali makro także narody. Pojechaliśmy więc na pogrzeb, a księży było wielu. „Trzeba, żebyśmy, księża, byli dla siebie rodziną” – dokończył ów młody ksiądz. Miał rację. I jeśli przestraszyła mnie perspektywa mroźnej wyprawy, to przecież wiedziałem, że trzeba. Wewnętrzny mus jest ważniejszy od prawnych czy statutowych zobowiązań. Bo koniec końców albo prawne zobowiązania znajdą oddźwięk w wewnętrznym „trzeba”, albo będzie trzeba na każdym kroku postawić policjanta, szefa, agenta czy innego pilnowacza. A pewnie jeszcze monitoring założyć. I spierać się, jak długo nagrania mają być przechowywane. Jak monitorować myśli? Proste. Przechowywać zapisy połączeń telefonicznych, SMS-y, e-maile, kontakty itd. Czy można w ten sposób wymusić owo fundamentalne „trzeba”? Jasne, że nie. Można wymusić zachowania zaplanowane przez kogoś wyżej. A jeśli ów ktoś nie czuje żadnego wewnętrznego „trzeba”? No to tragedia. Przerabialiśmy to w ubiegłym stuleciu. Na szczycie piramidy wymuszeń byli z jednej strony Stalin, z drugiej Hitler. Nie licząc pomniejszych i pochodnych piramid. Jak ma się w naszych czasach wewnętrzne „trzeba”, czyli poczucie moralnego obowiązku? Zdaje się, że nie najlepiej. Wiele przyczyn na to się złożyło i składa. Dlatego państwa nie funkcjonują, a ich nadbudówki tylko pogarszają sprawę. Dlatego rodziny nie są miejscami schronienia i wzrastania. Dlatego struktury Kościoła są dalekie od Ewangelii, tracąc siłę świadectwa. Dlatego pustoszeją klasztory męskie i żeńskie. Dlatego nie pomogą fotoradary ani inne sztuczki policji drogowej. Dlatego wszystkie wizytacje i kontrole są mało skuteczne, a więzienia niewiele znaczą. Dopóki jednak można usłyszeć zdecydowane „trzeba” – jest nadzieja.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak