Przed podjęciem trudnej decyzji i rozwiązywaniem trudnej sprawy należy rozmawiać z Panem Bogiem.
Zapewniam, że to nie będzie felieton o najbardziej infantylnym programie świata, który w celach poznawczych oglądałam przez całe 7,5 minuty. A potem przez następne 7,5 godziny miałam uczucie intelektualnego wyjałowienia i wstydu, że się jednak na fragment rzeczonego programu skusiłam. Chodzi o trudne sprawy, które dzieją się bez medialnych, napuszonych i fajerwerkowych scenariuszy. Są natomiast prawdziwe. Chodzi o sytuacje, których w naszym życiu pełno, a przed którymi bronimy się jak możemy. I nawet jeśli jesteśmy z nimi pogodzeni, i nawet jeśli mamy świadomość, że trudne jest nieuniknione, to i tak unikamy. Uciekamy świadomie bądź nie. Raz otwarcie nawiewamy, aż się kurzy, innym razem skrycie zwijamy się w kłębek, staramy przespać, zapomnieć, zniknąć… Tyle tylko że udawanie skutkuje w najlepszym razie bólem głowy. W najgorszym – problemami w domu, w pracy, ze zdrowiem. To, co teraz napiszę jest odpowiedzią zbiorczą na kilka listów – bardzo szczerych, długich i na pozór o zupełnie różnych, trudnych sprawach. Ich wspólny, roboczy tytuł, to: „Co mam robić? Boję się”. Tymczasem akurat specjalistką i bohaterką pozytywną braku uciekania i lęków przed przyszłością raczej nie jestem. Swoje miniucieczki przed trudnymi sprawami miałam, mam i mieć zapewne będę. To ludzkie po prostu. Jednak z perspektywy przeżycia kilku bardzo trudnych spraw mogę stwierdzić, że z grubsza sobie z nimi radzę (staram się). Więc jeśli ktoś potrzebuje i chce skorzystać – bardzo proszę.
Oto trzy podstawowe zasady. Pierwsza: jeśli trudna sprawa wymaga wyrzeczeń, budzi niepokój i strach przed nieznanym, trzeba się z nią zmierzyć. Druga: jeśli trudna decyzja wymaga łez, poważnych zmian, ale jednocześnie gdzieś w duszy słychać cichutkie „to jest dla ciebie dobre”, należy podjąć wyzwanie. I trzecia: przed podjęciem trudnej decyzji i rozwiązywaniem trudnej sprawy należy rozmawiać z mądrymi ludźmi i/lub z Panem Bogiem. Bardzo nie lubię wygłaszać felietonowych exposé. A to trochę tak zabrzmiało. W każdym razie, gdy tylko następnym razem przyjdzie mi się zmagać z osobistymi trudnymi sprawami (kwestia czasu), decyzjami, których „i chcę, i boję się”, dla kurażu przeczytam własne, powyższe słowa. Obym tylko chwilę potem nie skomentowała z przekąsem: „kobieto, co ty wiesz o trudnych sprawach”...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska