System emerytalny jest – co może brzmieć paradoksalnie – jak najbardziej właściwym tematem na pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. Przedzawałowy stan systemu ZUS-owskiego ma bowiem źródło nie w ekonomii, ale w pierwszej kolejności w chorej europejskiej duszy. Najwyższy więc czas zająć się duszą, bo inaczej nie ma co liczyć na wysokie emerytury.
Podniesienie wieku emerytalnego jest ważne, być może konieczne, ale na pewno nie uratuje sytuacji. Będzie to zaledwie przedłużenie agonii, która i tak nastąpi. Z rozbrajającą szczerością, za co należą się słowa wdzięczności, przyznał to sam wicepremier Waldemar Pawlak: „Nie za bardzo wierzę w państwowe emerytury, staram się zabezpieczyć tę przyszłość właśnie i przez oszczędności, i przez dobre relacje z moimi dziećmi, bo liczę, że to będzie pewniejsze niż te liczne, chimeryczne państwowe rozwiązania”. Na polityka ludowców spadły gromy, gdy tymczasem ma on zupełną rację. ZUS co prawda nigdy nie zbankrutuje – proszę się nie obawiać – ale tylko dlatego, że będzie wypłacał minimalne emerytury. Nie trzeba mieć specjalistycznej wiedzy, a tylko odrobinę zdrowego rozsądku, by wiedzieć, że w obecnym systemie na emerytury pracują młodzi, których jest mało. A będzie jeszcze mniej. W podstawówkach i gimnazjach uczy się obecnie milion uczniów mniej niż jeszcze kilka lat temu. Tak jakoś poukładaliśmy świat, że wszystko jest w cenie, tylko nie dzieci. A bez nich, bez ich pracy, nie będzie emerytur, nie będzie bogactwa. Liczby są bezwzględne (więcej na str. 30–33).
Czy jest jakieś wyjście z tej matni? Oczywiście, tyle tylko, że musiałby się zdarzyć cud. Nie musi spadać manna z nieba. Wystarczy, żeby z nieba zaczęły spadać dzieci. Kiedy to się stanie? Przede wszystkim wtedy, gdy rodzina na nowo stanie się świętością, której nie wolno niszczyć głupimi akcjami typu: „Bo zupa była za słona”. Każdy rozwód musi budzić zgorszenie, a nie akceptację, oczywiście zawsze ze świadomością, że dla małżonków rozstanie jest dramatem. Na śmietnik historii trzeba też wyrzucić mrzonki o związkach partnerskich zrównanych w prawie z małżeństwami. Ponadto państwo nie może zachowywać się wobec rodzin, szczególnie wielodzietnych, jak rozbójnik. To, co obecny system podatkowy i emerytalny robi z rodzinami, woła o pomstę do nieba. Oczywiście każdy apel o obniżenie podatków dla rodzin spotyka się z odpowiedzią, że państwo też musi z czegoś żyć. No i państwo żyje, ale rodziny umierają. Wydaje się, że tylko cud może odwrócić tę sytuację.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk