Festiwal w Sanremo zakończony, nagrody rozdane, a dym nadal unosi się nad Włochami. Dymi nad Kościołem i katolickimi mediami.
21.02.2012 11:21 GOSC.PL
Tegoroczne najważniejsze wydarzenie muzyczne we Włoszech toczyło się pod szyldem egzystencjalnych niemal debat. Jeśli nie pyskówek. Burze rozpętał występ Adriano Celentano, najpopularniejszego głosu na Półwyspie Apenińskim, w czasie gali otwarcia 62 Festiwalu Piosenki. Celentano poszedł na całość. Uderzył w stół, a nożyce się odezwały. „Powinno się zamknąć katolickie media, a szczególnie hipokryckie „Avvenire” i tygodnik „Famiglia Cristiana”, bo zamiast pisać o Bogu, zajmują się polityką!” – krzyczał. „Nie znoszę księży i zakonników, którzy w swoich kazaniach nigdy nie mówią o Bogu ani o Raju, tak jakby naszym przeznaczeniem była śmierć”. Ponad 50 minutowy występ Celentano poprzedziła inscenizacja zbliżającej się Apokalipsy. „Świat ogarnia śmierć, a wy, księża, nic nie robicie, by nas poderwać do życia!” – krzyczał dalej piosenkarz. „Mówicie tak, jakbyście nie wierzyli w to o czym opowiadacie. Siadam często w ostatniej ławce w kościele, ale tam nic nie słychać, bo zwracacie się tylko do tych na przodzie. A co z nami, tymi, którzy są w ogonie?”.
I posypały się gromy. Dziennik episkopatu Włoch „Avvenire”: „Drogi Celentano, na szczęście nie Ty decydujesz o naszym istnieniu. Na naszych łamach mówią i piszą ludzie, których głosów telewizja RAI nie dopuści nawet gratis. Bo mówią przeciw aborcji, eutanazji, in vitro”. I tyle. Była też riposta Episkopatu. Cóż, włoskie media katolickie niestety za wiele na obronę nie mają. Bo choć podejmują kwestie społeczne, ochrony życia, relacjonują wydarzenia z Watykanu, niewiele miejsca na ewangelizację i poważne rozmowy o Bogu zostawiają. Na próżno szukać tam pogłębionej teologii.
Celentano, mimo ostrzeżeń ze strony odpowiedzialnej za transmisje z Sanremo telewizji RAI, temat Kościoła podjął w kolejnych dniach Festiwalu. Kłopot w tym, że jego słowa nie były tylko zwykłą krytyką, ale brzmiały jak głos spragnionego na pustyni. „Kim jesteśmy i dokąd idziemy?” – pytał Celentano. „Jezus jest naszą Drogą, Światłem. Jak Go spotkać?” – pytania bez ironii, symbolicznie jakoś skupiają niepokój niejednego człowieka. Tego samego dnia na ulicy Rzymu minęłam grupkę młodych ludzi. Jeden z nastolatków krzyczał do drugiego: „to wytłumacz mi dokąd idziemy? Po co żyjemy?”.
Może więc nie ma co – jak spora część katolickich mediów we Włoszech – oburzać się występem Celentano? Szkoda, że z wydarzeń w Sanremo wniosku nikt wyciągnąć odwagi nie ma. I we Włoszech i w innych krajach Europy. W Kościele i katolickich mediach. Świat potrzebuje wyrazistości, chrześcijańskiego „poweru”.
Joanna Bątkiewicz-Brożek