Coraz więcej dzieci w USA pochodzi ze związków pozamałżeńskich, a wśród matek w wieku poniżej 30 lat ponad połowa to kobiety niezamężne - wynika z analiz przeprowadzonych przez grupę badawczą "Child Trends" z Waszyngtonu.
O ile jeszcze w latach 90. XX wieku ok. jednej trzeciej dzieci rodziło się poza małżeństwem, to obecnie jest to już 41 procent. Z nieślubnych związków rodzi się 53 proc. dzieci kobiet, które nie ukończyły jeszcze 30. roku życia.
Liczba nieślubnych dzieci wzrasta w USA od mniej więcej 50 lat. Wiąże się to z rewolucją seksualną rozpoczętą w latach 60. XX wieku, emancypacją kobiet, ich nastawieniem na karierę zawodową, a także ze zmniejszającymi się w ostatnich latach realnymi dochodami mężczyzn.
W przeszłości samotne lub niezwiązane z małżeństwem macierzyństwo było w USA zjawiskiem ograniczonym raczej do warstw biedniejszych i mniejszości rasowych. Tymczasem w ciągu ostatnich 20 lat niezamężnych matek przybywa głównie wśród młodych białych kobiet ze średnim lub niepełnym wyższym wykształceniem.
Nadal jednak najwięcej pozamałżeńskich dzieci rodzą matki z mniejszości etniczno-rasowych - ze związków takich pochodzi 73 proc. dzieci czarnych i 53 proc. latynoskich (kategoria ta obejmuje wszystkie rasy; wyróżnikiem jest pochodzenie z krajów Ameryki Łacińskiej). Wśród białych dzieci nieślubne stanowią 23 procent.
Wspomniany trend nie dotyczy tylko grupy najzamożniejszej i najbardziej wykształconej - co zwykle idzie w parze - czyli kobiet z dyplomami wyższych uczelni. Z reguły rodzą one dzieci dopiero po wyjściu za mąż.
Na zróżnicowanie to zwraca uwagę konserwatywny socjolog Charles Murray w niedawno wydanej i szeroko komentowanej książce "Coming Apart" (w wolnym tłumaczeniu: Powiększający się podział). Opisuje ona rosnącą przepaść klasową między najzamożniejszą grupą Amerykanów a warstwą najbiedniejszą, w której jest znacznie mniej małżeństw i dużo więcej rozwodów i nieślubnych dzieci.
Murray, podobnie jak inni badacze o prawicowych poglądach, przypisuje rozkład rodziny demoralizacji zapoczątkowanej przemianami kulturowymi lat 60. oraz polityce państwowej opieki społecznej, która, ich zdaniem, zachęca do płodzenia pozamałżeńskich dzieci.
Lewicujący uczeni uważają, że głównych przyczyn rozkładu rodziny należy szukać w przemianach gospodarki. Wskazują na zanik tradycyjnego przemysłu w związku z globalizacją, przenoszenie miejsc pracy za granicę i spadek realnych zarobków pracowników bez wyższego wykształcenia.